Wydarzenia

Czwartkowy przegląd prasy o Śląsku

2014-10-23 09:50:00
Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy. Z dzisiejszych gazet wybraliśmy najciekawsze informacje dotyczące Śląska Wrocław i jego piłkarzy.

Polityka - Chwile Mili

 

Piłkarz Sebastian Mila, symbol niewykorzystanego talentu, w wieku 32 lat został odzyskany dla reprezentacji. A właściwie sam się odzyskał. Kwadrans w meczu z Niemcami, pół godziny ze Szkocją. Gol pieczętujący zwycięstwo z mistrzami świata, kilka nieszablonowych zagrań, w tym jedna akcja, po której dwóch Szkotów zaplątało się we własne nogi, niemal zakończona golem na 3:2 - tak Sebastian Mila stał się mężem opatrznościowym polskiej reprezentacji. Były selekcjoner Jerzy Engel wyraził nawet opinię, że po tym, co Mila pokazał na boisku, wypada nazwać go faktycznym kapitanem oraz przywódcą narodowej drużyny. Te wszystkie ochy i achy Mila przyjmuje jednak z niekłamanym zakłopotaniem, gdyż w jego naturze leży skromność. O sobie mówi zresztą najchętniej per: kopacz. (…) Jeszcze pół roku temu Sebastian Mila wydawał się dla futbolu stracony. Mistrzowski skład Śląska Wrocław z sezonu 2011/12 został wyprzedany; kapitan Mila wprawdzie nadal tkwił na okręcie, ale ten nabierał wody - problemy właścicielskie, zaległości wobec piłkarzy, pustki na trybunach oraz marna gra przekładały się na kompletną beznadzieję. Gdy w lutym tego roku z misją ratunkową przybył nowy trener Tadeusz Pawłowski, klubowa legenda z lat 70., od lat mieszkający w Austrii, Śląsk był zagrożony spadkiem. - Ludzie wtajemniczeni w sytuację pomogli mi zdiagnozować problemy. Jeden z nich nazywał się Sebastian Mila - opowiada Pawłowski.

 

Kłopot był konkretny i wyrażał się w kilogramach, których pomocnikowi przybyło. - Zaczęło się od kontuzji. Przez kilka miesięcy nie trenowałem. Z małej nadwagi zrobiła się duża. Potem wróciłem, grałem jako tako, ówczesny trener Stanislav Levy nie widział problemu w mojej wadze. Albo udawał, że nie widzi. A ja byłem próżny i żyłem złudzeniami - opowiada Mila, którego na tle innych polskich piłkarzy wyróżnia szczerość oraz zdrowa bezceremonialność w traktowaniu własnej osoby.  Trener Pawłowski uważa, że Sebastian popadł w zgubne samozadowolenie. Był w Śląsku mistrzem ostatniego podania, strzelał ważne gole, poprowadził klub do mistrzostwa i wicemistrzostwa Polski, miał jeden z najwyższych kontraktów w lidze (według nieoficjalnych informacji zarabia około miliona złotych rocznie). - Odebrałem mu opaskę kapitana, bo uznałem, że zamiast uczestniczyć w rozwiązywaniu bieżących, organizacyjnych problemów zespołu powinien skupić się na własnych. Poza tym wziąłem go pod włos, mówiąc, że zapracował na miano jednej z legend Śląska, ale ostatnio nie dorasta do tej roli - opowiada Pawłowski. I wtedy Mila się zawziął. Z pomocą dietetyczki, oddelegowanej przez klub na jego potrzeby, zrzucił ponad 10 kg. - Nie było lekko. Chudnąc, traciłem siły i wytrzymałość. A jednocześnie musiałem ostro trenować. Byłem wypruty i miałem wszystkiego dość. Zastrzyk motywacji dał mi trener Adam Nawałka, powtarzając, że widzi dla mnie jeszcze miejsce w kadrze. A mniej więcej od siedmiu lat słyszałem, że jestem już na reprezentację za stary. Adam Nawałka, w odróżnieniu od kilku poprzednich selekcjonerów, dostrzegł w Mili potencjał. Wydzwaniał, kusił, roztaczał perspektywy, wzmacniał u Sebastiana przetrąconą pewność siebie. Ale gdy powołał go na pierwszy mecz eliminacji mistrzostw Europy, z Gibraltarem, naraził się na krytykę, że jedną z kluczowych ról na boisku zamierza powierzyć piłkarzowi, który ma problemy ze sportowym trybem życia. A samo to, że schudł, mimo że nie musiał, bo i tak zbił na futbolu majątek, to trochę mało, by od razu wyróżniać go powołaniem do narodowej drużyny. (…)

 

Emigracyjne niepowodzenia Mili przyjęto z niedowierzaniem. Wydawało się, że musi mu się udać, bo ma wszystko: talent, zdrowie (- Facet o kondycji konia - mówi o nim trener Tarasiewicz) oraz nawyk walki do upadłego, jaki zaszczepił w nim ojciec, zresztą również zawodowy piłkarz. Umie do-środkować, uderzyć z wolnego, przytrzymać piłkę, poczarować dryblingiem, do tego jeszcze jest lewonożny, a na takich zawsze jest popyt. (…) W polskiej rzeczywistości futbolowej przeważały opinie, że zjawisko Mila ma charakter lokalny, jest jednookim wśród ślepców; zresztą, weryfikacją jego roli i wpływu na zespół stały się bolesne zderzenia Śląska z europejskimi pucharami - wrocławski klub nigdy nie przebrnął kwalifikacji, a zdarzało się, że tracił w dwumeczu 10 goli.  Mówiono też, że skłonność Sebastiana do szukania niebanalnych rozwiązań jest trochę irytująca, a przekonanie o własnym artyzmie powoduje, że nie angażuje się specjalnie w obronę, co w dzisiejszym futbolu jest nie do pomyślenia. Ryszard Tarasiewicz wspomina jednak, że w jego Śląsku Sebastian harował na boisku jak wół, a niechęci poprzednich selekcjonerów do niego upatruje w przekonaniu, że piłkarz, któremu nie powiodło się za granicą, nie nadaje się do futbolu na poziomie reprezentacji. 

 

Marcin Baszczyński, były reprezentant kraju, wielokrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków, obecny razem z Milą na mundialu w Niemczech 2006 (Sebastian nie wstał tam z ławki rezerwowych), mówi, że nie miał wtedy poczucia, że oto jest w Sebastianie piłkarz, który da zespołowi nową jakość. - Cieszę się, że Sebek ma teraz swoje pięć minut, ale nie zgadzam się, że powinien był grać ze Szkotami od początku. Wszedł na podmęczonego rywala, na boisku miał więcej miejsca, więc łatwiej było mu błysnąć swobodą, luzem - dodaje Baszczyński.  W roli tajnej broni selekcjonera Nawałki Mila zresztą sprawdził się świetnie - pomocnik Bayernu Monachium Thomas Muller przyznał, że pojawienie się na boisku Mili wprawiło zespół niemiecki w ogólną konfuzję, gdyż nikt nie miał pojęcia, co to za jeden, ani tym bardziej, czego się po nim spodziewać. 

 

Przegląd Sportowy - Flavio Paixao chce dogonić Cristiano Ronaldo

 

Fenomen z Realu Madryt trafił do tej pory w hiszpańskiej Primera Division 15 razy. Następni w rankingu bardzo mu ustępują: Flavio Paixao zdobył siedem bramek oraz Orlando Sa z Legii sześć. Regularnie trafiających do siatki Portugalczyków jest na Starym Kontynencie bardzo mało. Nawet w ich rodzimej lidze w klasyfikacji strzelców prym wiodą obcokrajowcy. - Przyjemnie popatrzeć na klasyfikację, w której wyprzedza mnie tylko najlepszy piłkarz świata i jednocześnie facet będący dla mnie największą inspiracją. Może pomyślą, że zwariowałem, ale chcę przynajmniej spróbować gonić Ronaldo. Zawsze stawiam sobie wysokie cele. Wierzę, że każdy mój gol przybliża mnie do drużyny narodowej - dodaje Paixao. Drugim trenerem reprezentacji Portugalii jest obecnie Ilidio Vale, doskonale znany obu braciom Paixao. Był szkoleniowcem bliźniaków, kiedy ci występowali w młodzieżowej drużynie FC Porto. Duże nadzieje w możliwość debiutu w drużynie narodowej choćby w meczu towarzyskim dały Flavio przede wszystkim niedawne powołania obecnego selekcjonera Fernando Santosa. W szerokiej kadrze na październikowe mecze Portugalii znalazł się legionista Orlando Sa. Ostatecznie w nich nie wystąpił, ale fakt zwrócenia uwagi na piłkarza ekstraklasy daje do myślenia. Poprzedni trener reprezentacji Paulo Bento ani myślał sięgnąć po kogokolwiek z tak egzotycznego kraju jak Polska. Flavio Paixao ma w Śląsku kontrakt ważny jeszcze przez prawie dwa lata. Na razie nie cieszy się takim wzięciem jak jego brat, którego przed kontuzją chciała m.in. Legia. - Jutro idę na trening. I tyle pewnego mogę powiedzieć o swojej przyszłości. Na razie jestem szczęśliwy we Wrocławiu. Śląsk gra bardzo dobrą, skuteczną piłkę. Chcę w tym uczestniczyć, bo mam poczucie, że razem możemy zrobić coś wielkiego - przekonuje Flavio.

 

Sport - Tak samo, ale inaczej

 

Zgrupowanie w Żaganiu. Pojawia się informacja, że kontuzji doznał najskuteczniejszy zawodnik Śląska w poprzednim sezonie, Marco Paixao. Wyrok - złamana kość strzałkowa. (…) Wydawało się, że to osłabienie nie do zastąpienia. Zwłaszcza że Śląsk pozostał bez środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia. (…) Opaskę kapitańską przejął od Marco brat bliźniak, Flavio. Ten zajął jego miejsce nie tylko w tej roli... - Flavio jest jeszcze lepszy ode mnie - mówił Marco Paixao zachwalając decyzję o sprowadzeniu brata do Wrocławia. Mimo wszystko Flavio miał zaległości, przez pół roku przed transferem nie grał w piłkę z powodu konfliktu z poprzednim klubem, irańskim Tractorem Sazi. Gdy pojawiał się na boisku w barwach Śląska był po prostu słaby. Kontuzja Marco okazała się jednak punktem zwrotnym. W tym sezonie Flavio jest podstawowym zawodnikiem, tylko w jednym meczu nie zagrał do ostatniej minuty, jednak strzelanie zaczął dopiero od 7. kolejki, kiedy w meczu z Górnikiem Zabrze trafiał dwukrotnie. - Nie należę do zawodników, którzy liczą minuty na boisku bez strzelonego gola - mówił Paixao, kiedy wypominano mu, że od dziesięciu meczów nie zdobył bramki. Teraz, kiedy się odblokował, nikt o tym nie pamięta. W meczu z Piastem zdobył dwa gole, obecnie na koncie ma 7 trafień, czyli tylko o jedno mniej niż w tej fazie rozgrywek miał jego brat w poprzednim sezonie. Od meczu z zabrzanami nie trafił tylko z Górnikiem Łęczna, gdy mógł wyrównać rekord swojego trenera Tadeusza Pawłowskiego. „Teddy" jako piłkarz Śląska zdobywał bramki w czterech kolejnych ligowych meczach. Takim samym osiągnięciem może się pochwalić jeszcze... Marco Paixao. - Wiosną go krytykowali, że jedzie na nazwisku brata, a ja twierdzę, że to jest podobna jakość, choć inny typ zawodnika. Przecież to, co on potrafi zrobić, wchodząc ze skrzydła między obrońców na pełnym gazie, to jest sensacja - mówił szkoleniowiec Śląska. 

 

Gazeta Wyborcza - Marco Paixao wraca do treningów

 

Najlepszy strzelec Śląska poprzedniego sezonu pauzuje już cztery miesiące. Portugalczyk podczas przygotowań do sezonu doznał pęknięcia kości strzałkowej lewej nogi i musiał poddać się operacji. Po niej rozpoczął rehabilitację, a pod koniec września pod okiem fizjoterapeuty rozpoczął lekkie treningi z piłką. Wkrótce Paixao ma rozpocząć zajęcia z pierwszym zespołem. Piłkarz poinformował o tym dzisiaj na jednym z portali społecznościowych. - Za pięć dni rozpoczynam treningi - napisał. To jednak nie oznacza, że kibice zobaczą go w tym roku na boisku. Niedawno trener Tadeusz Pawłowski wykluczył taką możliwość. Paixao do gry wróci najwcześniej wiosną.  Śląsk bez swojego kapitana radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Po 12 kolejkach wrocławianie zajmują trzecie miejsce, ale mają tyle samo punktów co pierwsza w stawce Legia Warszawa.

 

Fakt - Zrzuci dwa kilogramy

 

Tom Hateley (25 l.) dobrze spisał się w ostatnim meczu Śląska z Piastem (3:0), a teraz nadeszła pora na dietę. Rygor żywieniowy Anglika nie będzie jednak tak drastyczny jak u Sebastiana Mili (32 l.). Anglik wystąpił z Piastem w podstawowym składzie i zaliczył efektowną asystę przy drugim golu Flavio Paixao (30 l.). Jednak przed meczem trener Tadeusz Pawłowski (61 l.) przyznał, że piłkarzowi przydałoby się zrzucić nieco wagi. Jak dowiedział się Fakt, Hateley nie będzie musiał iść śladami Mili, który wiosną pozbył się aż 10 kilogramów. Angielski pomocnik w najbliższych dniach ma zredukować swoją masę jedynie o dwa kilogramy. Niby mało, ale niższa waga na pewno ułatwi piłkarzowi poruszanie się po boisku. 

Autor: Mateusz Kondrat

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław