Wydarzenia

EURO, „jedynka” i tatuaże

2017-07-04 12:00:00
Po rocznym wypożyczeniu w Olimpii Grudziądz do Śląska wraca Jakub Wrąbel. 21-latek ma za sobą udany sezon, niezwykle wymagające psychicznie Mistrzostwa Europy i… nowe tatuaże. – Czuję, że wracam do domu. I wracam silniejszy – mówi „Wrąbi”. Silniejszy i z „1” na plecach.

Czujesz się, jakbyś wrócił do domu?

Tak, w końcu całe życie spędziłem we Wrocławiu. Po rocznej przygodzie w Grudziądzu wracam tutaj i miło znów założyć zielono-biało-czerwone barwy. Wracam nie tylko do WKS-u, ale i do rodziny, znajomych. Cieszę się, że znów jestem w Śląsku.

Rok temu byłeś z drużyną na obozie w Szamotułach, teraz rozmawiamy podczas przygotowań w ośrodku BoniFaCio. Dużo się działo przed te 12 miesięcy…

Rok to naprawdę sporo czasu. Przepracowałem ten okres bardzo dobrze, rozegrałem wiele spotkań na zapleczu ekstraklasy, wystąpiłem na Mistrzostwach Europy. To był owocny czas, z pewnością czuję się teraz lepszym bramkarzem niż wtedy, w Szamotułach.

Czas spędzony w Olimpii wspominasz zapewne bardzo dobrze.

Gdy przychodziłem do zespołu, odchodziło z niego dwóch bramkarzy. Zacząłem zatem jako „jedynka”, dobrze wszedłem w sezon i tak już zostało. Pamiętam atmosferę wokół drużyny, jaka panowała w mieście. Grudziądz to mimo wszystko dość niewielkie miasto, a do końca sezonu walczyliśmy nawet o awans do ekstraklasy. I to mając bardzo młody zespół, część kolegów znałem zresztą wcześniej z młodzieżowych reprezentacji. Cała drużyna zrobiła przez ten okres spory postęp.

W czasie ostatniego sezonu w bramce Śląska dochodziło do zmian, zagrało trzech bramkarzy, każdy dostawał szanse. Nie miałeś myśli „szkoda, że nie zostałem”?

Kiedy odchodziłem z WKS-u na wypożyczenie sytuacja była inna. Odkąd trafiłem do Olimpii, byłem poza tym, co działo się w Śląsku, więc raczej nie zdarzało mi się żałować. Nie wiadomo, jak sytuacja potoczyłaby się, gdybym został we Wrocławiu. Moim zdaniem zyskałem sporo przez ten rok, wracam silniejszy i mam zamiar bronić.



Lepiej grać w Nice I lidze, czy siedzieć na ławce w Serie A?

Cóż, to podchwytliwe pytanie, o Bartka Drągowskiego. Podczas EURO grał zawodnik z I ligi, ale z drugiej strony trafić do Serie A to naprawdę fajna sprawa, nawet siedząc na ławce. Może kiedyś też będzie mnie to czekać, może nie tylko siedzenie na ławce. Ja na tę chwilę też wybrałbym regularne występy w I lidze, lecz oczywiście życzę Bartkowi, by grał jak najwięcej. Znamy się już jakiś czas, lubimy się, cenimy swoje umiejętności, charakter. Do żadnych spięć nie dochodziło, między bramkarzami w kadrze była bardzo dobra atmosfera. Każdemu życzyłbym takiego konkurenta w bramce.

EURO was przerosło?

Na pewno bardzo chcieliśmy zagrać jak najlepiej w każdym meczu, byliśmy mocno zmobilizowani. Dwa pierwsze spotkania rozpoczynaliśmy od szybkiego prowadzenia. Potem jednak zwycięstwa nam uciekały, wypuszczaliśmy prowadzenie. Eksperci w Polsce zanalizowali już na pewno nasze poczynania. Ja po okresie mistrzostw chciałem się na chwilę wyłączyć, nie zastanawiać się, "co by było, gdyby". Przez pięć dni nie myślałem o tym turnieju.

Który jego mecz był najtrudniejszy -  ten pierwszy, ze Słowacją? Czy może ostatni, z najsilniejszą w grupie Anglią?

Wszystkie pokazały, że na Mistrzostwa Europy trafiają same silne zespoły. Na pewno przed otwarciem było sporo szumu, oczekiwań. Zaczęliśmy świetnie, ale ostatecznie przegraliśmy i to mocno utrudniło nam cały turniej. Ja najsłabiej zagrałem chyba w tym pierwszym spotkaniu.

Na początku turnieju spadło na Ciebie sporo krytyki, niektórzy chcieli zmiany w polskiej bramce na mecz ze Szwecją.

W dotychczasowej karierze, niedługiej jeszcze, to był chyba najtrudniejszy moment. Bardzo przykrą chwilą był dla mnie też mecz z Górnikiem Łęczna w barwach Śląska, w 2015 roku. Popełniłem błąd, przez który straciliśmy bramkę i zwycięstwo w samej końcówce spotkania. Byłem bardzo młodym chłopakiem i mocno to przeżyłem. Mimo wszystko, to był mecz w ekstraklasie. Jeden z ponad 30. A na EURO mieliśmy tylko trzy mecze. Mistrzostwa Europy w naszym kraju to był bardzo ważny turniej dla wielu ludzi. Duże zainteresowanie mediów, kibiców. A do tego ja zacząłem od słabego meczu i zaczęły się różne głosy. Podniosłem się jednak z tego dołka, wytrzymałem psychicznie, bo potem na boisku wyglądałem lepiej. Zdołałem uodpornić się na emocje z zewnątrz. Oczywiście szkoda, że zacząłem od złego występu, a skończyłem na dobrym. Wolałbym zacząć od dobrego, a skończyć na bardzo dobrym. 

Po meczu ze Słowacją nadal byłeś pewien, że zagrasz ze Szwecją, czy zaczęły się wątpliwości?

Trener podszedł do tego na spokojnie. Zanalizowaliśmy te interwencje, w których popełniłem błędy, wyciągnęliśmy wnioski, w kolejnych spotkaniach prezentowałem się lepiej. Czy czułem, że będę grać dalej? Przyznam, że zastanawiałem się nad tym. Ale dostałem zaufanie od trenera, od drużyny. To mi pomogło. Ze Szwecją było już lepiej, a najlepiej chyba z Anglią, choć tam paradoksalnie puściłem najwięcej bramek.

Według serwisu ESPN zostałeś najlepszym bramkarzem turnieju i trafiłeś do „11” mistrzostw.

Takie wyróżnienia zawsze cieszą. Niezależnie, czy było zasłużone, czy nie. Milo, że ktoś docenił, zwłaszcza, że to tak znany międzynarodowy serwis.

Czego Cię nauczyły te mistrzostwa?

Na pewno tego, że otoczka medialna, zainteresowanie z zewnątrz, może wpłynąć na grę drużyny, czy poszczególnego zawodnika. Dzięki temu lepiej wiem, że nie mogę patrzeć na to, co dzieje się wokół. Nawet, gdy ktoś krytykuje, ja muszę skupiać się na sobie, na tym, co umiem i pokazać to przy najbliższej okazji na boisku.

Może więc jeśli ten turniej odbywałby się w innym kraju, zaprezentowalibyście się lepiej?

Teraz możemy tak gdybać i szukać przyczyn, ale ja uważam, że gra u siebie, ze wsparciem kibiców, to był handicap. Czy lepiej zagralibyśmy za granicą – tego już nie sprawdzimy.

A czy ME U-21 nauczyły Cię krzyczeć? Choćby Tadeusz Pawłowski mówił kiedyś, że to kierowanie obroną, pokrzykiwania na partnerów, jest swego rodzaju słabszą stroną Kuby Wrąbla.

Nie powiedziałbym już teraz, że to moja słabość. Ale na pewno jeszcze element do poprawy. Jeśli ktoś ogląda mecze tylko w telewizji, to nie może jednak rzetelnie tego ocenić. Ale ja wiem, że mogę robić to lepiej i na pewno nad tym pracuję.

Pracujesz nad tym m.in. razem z trenerem Krzysztofem Osińskim, którego już znasz, bo trenowaliście razem np. rok temu na obozie w Szamotułach.

Tak, znamy się już z wcześniejszej wspólnej pracy w Śląsku. Z kolei trenera Jana Urbana i resztę sztabu tak naprawdę znam dopiero kilka dni. Czas na lepsze poznanie i zrozumienie jeszcze jest, ale pierwsze wrażenie mam naprawdę bardzo pozytywne. Mam nadzieję, że współpraca będzie rozwijać się jak najlepiej.

Nasz trener bramkarzy kładzie spory nacisk na grę nogami.

Już pierwsze treningi w BoniFaCio pokazały, że ten element jest dla nas bardzo ważny. Nie tylko dla bramkarzy, ale dla całej drużyny. To dlatego, ponieważ trener Urban chce, byśmy jak najwięcej grali piłką, rozgrywali ją, podawali. Tego samego wymaga od golkiperów, więc ćwiczymy podania, wybicia, grę na 1-2 kontakty.



Słowik, Budzyński, Wrąbel – czyli trzech młodych bramkarzy w rywalizacji. Nie brakuje kogoś bardzo doświadczonego?

Patrząc na przestrzeni ostatnich lat, to w Śląsku zwykle bronił jednak starszy zawodnik. Uważam, że to dobrze, iż pojawiło się teraz sporo świeżej krwi. To spowoduje, że rywalizacja będzie bardzo zacięta, nikt nie odpuści, wszyscy chcą wskoczyć do bramki i zostać w niej jak najdłużej. Teraz jest czas na pracę i treningi, a 16 lipca zobaczymy, kto zacznie sezon w podstawowym składzie.

„1” na plecach masz jednak Ty. To dodatkowa presja, czy raczej nobilitacja?

Nigdy w Śląsku z „1” nie grałem, miałem numer 22, który po moim odejściu dostał Sito Riera. Gdy wracałem do WKS-u, dyrektor sportowy chciał, bym dostał na bluzę z „1”. To z pewnością kolejna motywacja do pracy, bo wiadomo, że dla bramkarzy to wyjątkowy numer, coś jak „dycha” dla graczy z pola. Chciałbym, by to nie był jednak tylko numer na plecach, ale i pozycja w drużynie. Do tego jednak potrzeba wytężonej pracy i rywalizacji.

Mówiliśmy o grze nogami, to teraz trochę o rękach. Rękach, na których coraz więcej tatuaży. Inspirowane Rafałem Gikiewiczem?

Z Rafałem bardzo dobrze żyję, znamy się, a on ma naprawdę sporo tatuaży. Ja odkąd skończyłem 18 lat, to chciałem mieć tatuaże, więc je robię. Chociaż oczywiście nie wszystkim się podobają, najbardziej przestrzega mnie przed nimi pani Krysia (Krystyna Pączkowska, fotoreporterka Śląska - red.). Ona jest przeciwniczką mojego zainteresowania, ale chyba nie przekona mnie, bym nie kończył tatuować prawej ręki. Bo lewa jest już „cała”.

Czyli to prawda, że jak zrobisz pierwszy tatuaż, to na nim się nie kończy, tylko pojawiają się kolejne.

Jak ktoś zrobi sobie ten pierwszy to z pewnością zrozumie, że tak naprawdę jest. To wciąga. Na razie nie mogę zrobić kolejnego, bo podczas okresu przygotowawczego i w ogóle w trakcie sezonu, nie jest czas na takie rzeczy. Zwłaszcza, gdy jesteś bramkarzem. O świeży tatuaż trzeba dbać, a u golkipera ręka jest narażona na rzuty, upadki i tego typu sprawy.

Podczas obozu kibice z dużą ciekawością oglądali trening oczami Kuby Wrąbla, mowa o tym video:



Kamerka GoPro, zamontowana na klatce piersiowej, nie przeszkadzała w treningu?

Z kamery zrezygnowałem w jednym ćwiczeniu, gdy musiałem złapać piłkę w ten sposób, że przyciskałbym ją do siebie i albo uszkodziłbym sobie klatkę piersiową, albo kamerę.  A to nie są przecież tanie rzeczy! Tak na poważnie – na pewno było to ciekawe doświadczenie. Dla mnie, bo mogę zobaczyć potem mój trening z trochę innej perspektywy, i dla kibiców, bo mają możliwość wczuć się na chwilę w rolę bramkarza Śląska Wrocław.
Autor: Jędrzej Rybak, Fot. Krystyna Pączkowska

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław