Wydarzenia

Kontuzje mi pomagają

2017-07-01 20:00:00
Gdy jako 18-letni wychowanek WKS-u debiutował przy Oporowskiej z pewnością nie pomyślałby, że po ponad dwóch dekadach wróci do klubu w roli… fizjoterapeuty. Kariera piłkarska Radosława Żabskiego nie potoczyła się do końca tak, jak marzył – w dużej mierze z powodu licznych urazów. – Teraz te przeżyte kontuzje bardzo mi pomagają – mówi „Żaba”.
Jak to się stało, że trafił pan do Śląska? Było wahanie, by powiedzieć "tak"?

Zaczęło się od tego, że ze sztabu odszedł Dawid Gołąbek. Zadzwonił do mnie Jarek Szandrocho i pojawiła się propozycja dołączenia do Śląska. Nie zastanawiałem się ani chwili. Wiedziałem, że muszę skorzystać z takiej możliwości, kto wie, czy kiedykolwiek później pojawiłaby się znowu. A to dla mnie nie jest zwykłe miejsce pracy, tylko coś wyjątkowego

Wcześniej pracował pan w klubach z niższych lig, ostatnio w Sokole Wielka Lipa, a teraz przeskoczył do ekstraklasy - od razu widać wyraźną różnicę?

W pracy ze sportowcami, wszystkimi, najważniejsza jest profilaktyka. Pracujemy, by nie dopuszczać do urazów. Tu nie ma różnicy – czy to IV liga, czy ekstraklasa. Natomiast na pewno jest różnica, więcej osób pracuje przy zespole, a teraz, na obozie przygotowawczym, mamy naprawdę dużo pracy.

Mówi się, że na obozie fizjoterapeuci ostatni zasypiają i pierwsi się budzą.
 
Tak, często tak jest, że kładziemy się spać jako ostatni. Po popołudniowym treningu i kolacji piłkarze przychodzą na masaże, czy drobne zabiegi. Praca trwa do późnego wieczora. A rano musimy wstać wcześnie, ponieważ trzeba przygotować sprzęt do pracy na cały dzień.  Tak wyglądają nasze zadania i nikt nie narzeka.



Teraz jest pan "maserem", ale to nie jest przecież pierwsza przygoda z WKS-em. Gra w Śląsku to najlepszy okres w karierze?

Z pewnością tak, grałem w ekstraklasie, ze świetnymi zawodnikami, jak Matysek, Góra, Mandziejewicz, Tęsiorowski. Wszyscy byli wybitnymi zawodnikami. Obecny dyrektor sportowy, Adam Matysek, to był bramkarz światowej klasy, grał na najwyższym poziomie, w Bundeslidze i reprezentacji. Gdy jako 18-latek debiutowałem w Śląsku przeciwko Lechowi Poznań, czułem się wyjątkowo. To były wspaniałe przeżycia. Teraz, gdy przed wyjazdem na obóz graliśmy sparing przy Oporowskiej z GKS-em Katowice, wróciły tamte wspomnienia. Znów zobaczyłem kibiców na trybunach, wyszedłem na boisko… Od początku wiedziałem, że dobrze zrobiłem, dołączając do Śląska, ale wtedy szczególnie to poczułem.

Gdy grał pan w zielono-biało-czerwonych barwach pojawiały się nawet porównania do Janusza Sybisa. Pozycja, postura, sposób gry – podobieństwa były.

Tak, czasem słyszałem takie głosy. Poznałem się potem z Januszem Sybisem. Rzeczywiście, obaj jesteśmy niewysocy, graliśmy w ataku, bazowaliśmy na szybkości, zwinności, technice użytkowej. Ale rozmawiamy o jednej z największych legend klubu, swego czasu czołowym piłkarzu Polski, to  wyjątkowa postać.  

Po odejściu ze Śląska zwiedził pan wiele klubów i krajów - Austria, Szwajcaria, Belgia, Niemcy - gdzie grało się najlepiej?

W Austrii. Bezpośrednio z Wrocławia trafiłem do Schwarz-Weiss Bregenz i czułem się bardzo dobrze. Spotkałem tam Tadzia Pawłowskiego i z pewnością tamten okres był dla mnie niezwykle owocny. Poznałem trochę inny świat, również piłkarski. Sporo się nauczyłem, wróciłem do Polski, do Ślęzy, ale tylko na jedną rundę. Potem znów była zagranica. Szwajcaria, Belgia, Niemcy.

Następny powrót do ojczyzny był już powrotem na stałe, grał pan w kilku klubach z Dolnego Śląska. Kariera nie potoczyła się więc tak, jak pan marzył.

Z pewnością bardzo utrudniały mi ją kontuzję. Miałem kilkanaście urazów, niektóre poważne, problemy z kolanami. Nie ma jednak co tego rozpamiętywać. Teraz mogę powiedzieć, że… kontuzje mi pomagają. 

„Kontuzje mi pomagają” - to chyba będzie niezły tytuł.

Oczywiście nie w trakcie kariery, wtedy były dużą przeszkodą. Teraz jednak pomaga mi w pracy fakt, że kiedyś sam byłem piłkarzem i na własnej skórze przeżyłem wiele urazów. Czasem pacjenci przychodzą z jakąś dolegliwością, a ja dopytuję: „Czy czuje pan ucisk w tym miejscu?”, albo „Czy ból pojawia się w takim czy takim momencie?”. Zazwyczaj słyszę wtedy: „Tak. A skąd pan to wie?”. A ja wiem, bo sam przed laty miałem podobny problem i rozumiem, co czuje pacjent. Tak naprawdę to już w czasie kariery zaczęła mnie interesować fizjoterapia.

Praktycznej wiedzy nie brakuje, ale i z teorią nie było gorzej. Piątka na dyplomie magistra prezentuje się zacnie.

Na potrzeby pracy magisterskiej przebadałem 60 osób, trwało to ponad 2 lata. Mnóstwo roboty, ale i duża satysfakcja. Literatura i nauka jest ważna, bez niej nie można zostać fizjoterapeutą, ale ta praktyka z piłkarskich boisk też bardzo pomaga.



Zamierza pan pracować w Śląsku tak długo jak Jarek Szandrocho, który stał się jednym z symboli obecnego WKS-u?

Chciałbym się związać ze Śląskiem jak najdłużej, bo dla mnie również to nie jest zwykły klub, zwykłe miejsce pracy. To coś więcej. Z Jarkiem znam się już ponad 20 lat. Pierwszy raz spotkaliśmy się jeszcze, gdy byłem piłkarzem zielono-biało-czerwonych. Mogę powiedzieć, że to mój mentor, wiele się od niego nauczyłem, pomagał mi w czasie studiów. Dzięki niemu zdobywałem wtedy od razu praktyczne umiejętności. To świetny fizjoterapeuta i człowiek. Ale i Krzysiek Bukowski (inny „fizjo” w Śląsku - przyp.) oraz cały sztab trenerski to super ludzie, bardzo dobrze się tu czuję. Jestem szczęśliwy, znów będąc w WKS-ie. To miłe, że zatrudnia się osoby zżyte z  klubem i nie mówię oczywiście tylko o sobie. Pracują tu byli piłkarze czy trenerzy naszego zespołu. To budujące.

„Super ludzie”, „czuję się bardzo dobrze”… ale jednak trener Sanjuan-Szklarz trochę śmieje się z pana techniki.

Wyzwę go na pojedynek w siatko-nogę i wtedy zobaczymy! To oczywiście wszystko żarty, staramy się budować dobrą atmosferę. Obóz to czas ciężkiej pracy, ale i dobra okazja, do zintegrowania zespołu, poznania się wzajemnie. Gdy widzę, jak to wygląda w Śląsku, mocno wierzę, że przed nami naprawdę udany sezon.
Autor: Jędrzej Rybak, Fot. Krystyna Pączkowska

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław