Wydarzenia

Głos z obozu rywala: Łukasz Madej

2013-03-29 11:50:05
- Choć wiele osób skazało nas już na degradację, to nie zamierzamy jeszcze składać broni - mówi pomocnik GKS-u i były gracz Śląska Łukasz Madej przed sobotnim meczem w Bełchatowie.
Gdy mistrz Polski przyjeżdża do ostatniej drużyny w lidze, wynik rywalizacji powinien być jasny. Wiosną jednak GKS udowadnia, że każdy zespół powinien się z nim liczyć.
Mówiąc szczerze to ostatnia pozycja w lidze nie jest adekwatna do naszego poziomu sportowego. Jesienią nawet nie tyle mogliśmy, co powinniśmy zdobyć przynajmniej osiem punktów więcej. Wtedy po przyjściu trenera Michała Probierza dostaliśmy takiego pozytywnego kopa, dzięki czemu nasza gra naprawdę zaczęła wyglądać przyzwoicie. Teraz naszym opiekunem jest Kamil Kiereś, który wpaja nam do głów, że powinniśmy grać w piłkę, a nie ją kopać. Widać to było choćby podczas meczu z Legią w Warszawie, gdzie naszym celem nie było przeszkadzanie rywalowi, a konstruowanie akcji, co nam naprawdę dobrze wychodziło. Ten mecz nie był zresztą wyjątkiem - wiosną wiele osób nas chwali, na pewno udało nam się wytworzyć nową jakość. Brakuje nam tylko jednej rzeczy, mianowicie bramek. Jeśli poprawimy skuteczność, możemy być jeszcze groźniejsi.

Po przywróceniu do łask Dawida Nowaka o bramki będzie łatwiej?
Za zdobywanie bramek odpowiedzialny jest cały zespół, a nie tylko napastnik. Równie dobrze mogą robić to pomocnicy czy nawet obrońcy. Ale rzeczywiście powrót Dawida do drużyny jest dla nas dobrą wiadomością. Wszyscy znają jego wartość, przypomnę, że nawet Śląsk swego czasu nim się interesował. To gracz, który jedną akcją potrafi przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. Na pewno wszyscy na niego liczymy.

Jakiego meczu możemy spodziewać się w sobotę?
To na pewno będzie dobre spotkanie. Śląsk to drużyna, która preferuje grę do przodu i na pewno ma swoją jakość. Nasz trener również wymaga od nas, byśmy atakowali. W sobotę padną bramki, ale niestety dla kibiców Śląska to GKS odniesie zwycięstwo.

Łukasz Madej nie ma sentymentów dla swojej byłej drużyny?
Sentyment do Śląska będę miał zawsze. Żałuję, że odszedłem z tego klubu, ale nie chcę już do tego wracać. Spędziłem we Wrocławiu świetny czas, udało nam się stworzyć fajny zespół i odnieść sukcesy. Można powiedzieć, że z jednej strony zapisałem się w historii klubu, a z drugiej Śląsk zapisał się w moim sercu. Najlepiej wspomina się kluby, w których uczyło się grać w piłkę i z którymi zdobywało się tytuły.

Ma Pan jeszcze kontakt z byłymi kolegami?
Nie takimi byłymi, z niektórymi wiążą mnie relacje wręcz przyjacielskie, choćby z Przemkiem Kaźmierczakiem czy Sebkiem Milą. Kontakt z chłopakami był i będzie, nawet z zawodnikami, których tak jak ja w Śląsku już nie ma, np. z Jarkiem Fojutem czy Darkiem Pietrasiakiem.

Wróćmy do Bełchatowa. Jak udaje się koncentrować wyłącznie na graniu w piłkę, gdy wszyscy wokół skazali was już nas degradację?
Na pewno nie jest to łatwe. Moim zdaniem jednak nasza pozycja w lidze jest przede wszystkim wynikiem pewnych zawirowań w klubie, a nie braku umiejętności. Zimą trener Kiereś stworzył nową drużynę, każdy z nas walczy o swoje dobre imię. Nie wszystko jest jeszcze stracone. Trener zaszczepił w nas wiarę i chęć walki do ostatniego gwizdka. W każdej chwili może być lepiej, zresztą moim zdaniem już jest, nie tylko na boisku, ale również w gabinetach prezesów. Na pewno nie składamy jeszcze broni!
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław