Wydarzenia

Jarosław Szandrocho: Maser zawsze jest nieco w cieniu

2012-05-18 13:44:08
- Sezon był ciężki, bo przytrafiło nam się wiele kontuzji i urazów. Ostateczny sukces pokazał jednak, że dobrze wykonaliśmy swoją pracę - mówi Jarosław Szandrocho, fizjoterapeuta piłkarzy Śląska Wrocław.
Od niemal dwóch tygodni Wrocław cieszy się z tytułu mistrzowskiego Śląska. W mediach pełno jest informacji o piłkarzach WKS-u, mniej natomiast się mówi o osobach z drugiego planu. Nie czujesz się trochę pominięty w tym całym świętowaniu tytułu?
To jasne, że miło jest, kiedy ktoś docenia twoją pracę. Ale ja już wiele razy mówiłem, że fizjoterapeuci czy asystenci to najbardziej niewdzięczne zawody. O takich ludziach pamięta się trochę mniej. Ale tak jest wszędzie. Kiedyś czytałem duży tekst o wielkiej Barcelonie. Było tam o wszystkim, ale nigdzie nie padło nazwisko lekarza lub klubowego masażysty. Chciałem wiedzieć tak sam dla siebie. A tu nic, zero. Ale człowiek się przyzwyczaja do tego. Najważniejsi są ci, którzy występują na boisku. To są gwiazdy. Z drugiej strony to dzięki nim jesteśmy tutaj w klubie i jesteśmy potrzebni. Tak jest, było i trzeba to zaakceptować. Największym wyróżnieniem dla nas jest to, że piłkarze jednak odnieśli ten sukces. Bo to oznacza, że i nasza pozaboiskowa praca została dobrze wykonana.

Jak powitali Cię najbliżsi, gdy wróciłeś do domu z medalem mistrza Polski?
Z Krakowa pojechaliśmy prosto do Warszawy na oficjalną dekorację. We Wrocławiu byliśmy bardzo późno w nocy i wszyscy już spali. Dobrze, że trafiłem do domu (śmiech). Rano dopiero były gratulacje i oglądanie medalu. Ale tak jak już wielu piłkarzy mówiło wcześniej - medal i mistrzostwo to takie zadośćuczynienie dla rodziny za ten cały rok wyrzeczeń i naszej nieobecności w domu. Mogę teraz oficjalnie powiedzieć, że swój medal dedykuję żonie, dzieciom i rodzicom, którzy bardzo mi pomagali i wspierali w trudnych momentach.

Piłkarze jesień mieli lepszą niż wiosnę. Tobie w poprzedniej rundzie też się lepiej pracowało?
Atmosferę w szatni robi wynik. Jeżeli jest wynik, to i atmosfera jest dobra. Piłkarze nie muszą się lubić, ale kiedy jest wynik, to będą ze sobą współpracować i w szatni będzie wszystko w porządku. Jeżeli chodzi o moje poletko, to było wiele pracy, bo przydarzyło nam się sporo kontuzji i urazów. Często do późna wieczór przesiadywaliśmy w klubie z drugim fizjoterapeutą Dawidem Gołąbkiem i doktor Ewą Bieć i zastanawialiśmy się co robić, aby było lepiej. Przychodzili też asystenci trenera i była burza mózgów.

Zawodnicy wyjeżdżają dzisiaj na urlopy, a Ty? Może jakaś egzotyczna wycieczka?
Ja czasami się pytam: a co to jest urlop? I mi odpowiadają: to jest wtedy, jak nie pójdziesz do pracy (śmiech). Przyznaję, parę razy mi się to w życiu zdarzyło, ale teraz czeka nas nadal dużo pracy. Przede wszystkim musimy przygotować przy Oporowskiej pomieszczenia dla reprezentacji Czech. Niestety, końca tego nie widać. Później może uda mi się na dwa, trzy dni wyskoczyć poza miasto na ryby. Potem zaczyna się Euro i też będzie praca. Mam propozycję opieki nad sędziami, którzy będą prowadzić mecze na Stadionie Miejskim i to może być ciekawe doświadczenie. A 19 czerwca przyjeżdżają nasi zawodnicy. My jednak musimy zacząć pracę wcześniej, bo trzeba przygotować odżywki i inne rzeczy, które będą potrzebne piłkarzom podczas okresu przygotowawczego. Urlop jak zwykle będzie więc krótki. Ale nie ma co narzekać, tylko cieszyć się na to wielkie wyzwanie, jakim będzie reprezentowanie Polski w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław