Wydarzenia

Koszmar Wołczka: Korona - Śląsk 2:1 (relacja)

2010-09-25 10:40:03
Śląsk po raz kolejny pokazał się z dobrej strony w pierwszej połowie, stwarzając sobie kilka dogodnych sytuacji, ale nie był w stanie powstrzymać naporu Korony w drugiej odsłonie piątkowego spotkania.
Gospodarze pewnie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa, tymczasem zespół z Wrocławia powoli zapomina jak smakuje wygrana w potyczce ligowej.

Tymczasowy trener Śląska Wrocław, Paweł Barylski w wywiadach nie ukrywał, że konsultował ustawienie i personalia drużyny na dzisiejszy mecz z byłym szkoleniowcem, Ryszardem Tarasiewiczem. W porównaniu do spotkania z Łodzi w pierwszej jedenastce zabrakło miejsca dla Piotra Ćwielonga, którego zastąpił Waldemar Sobota, a w obronie na środek wrócił Jarosław Fojut odsyłając na ławkę Mariusza Pawelca.

Śląsk rozpoczął to spotkanie pewnie i nie dał się zepchnąć do obrony znacznie wyżej sytuowanym w tabeli rywalom. Co więcej, goście sami atakowali i byli bardzo bliscy prowadzenia. Sebastian Mila jakby chcąc odpowiedzieć krytykom swietnie prowadził grę i w 11. minucie zainicjował prostopadłym podaniem kolejną akcję. Górna piłka powędrowała do Madeja, ten zgrał do dobrze zastawiającego się Diaza, Argentyńczyk zdołał oddać strzał, ale wybitnym refleksem wykazał się Małkowski sparując futbolówkę na rzut rożny. Odpowiedź Korony była jednak błyskawiczna. Obrońcy Śląska pozostawili zbyt dużo miejsca przed własnym polem karnym Ediemu, ten przyjął piłkę i uderzył mocno w kierunku długiego słupka bramki Kelemena. Tylko centymetry dzieliły kapitana gospodarzy od pełnego szczęścia.

Kolejne ataki sunęły na jedną i drugą bramkę – kolejnymi uderzeniami z dystansu popisywał się Edi, mając także doskonałą szansę w 24. minucie, sam na sam z Kelemenem, na szczęście jej nie wykorzystując i posyłając piłkę obok prawego słupka. Jednak najlepsza sytuacja w pierwszej połowie należała do Śląska. Znów udana akcja w trójkącie Mila – Diaz – Sotirović, a ten ostatni po podaniu Argentyńczyka znalazł się sam na sam z Małkowskim, na piątym metrze. Ku rozpaczy licznie zgromadzonych kibiców gości trafił on tylko w golkipera Korony. To była 31. minuta meczu i po wymianie ciosów oba zespoły zaczęły grać bardziej asekurancko, jakby czekając na ostatni gwizdek w pierwszej części meczu.

Druga połowa rozpoczęła się od uderzenia Śląska – Kaźmierczak zagrał długą piłkę w pole karne gospodarzy, gdzie samotnie Sotirović walczył z rosłymi obrońcami Korony. Napastnik gości nie dość, że piłkę przyjął to jeszcze zdołał się obrócić i oddać strzał, ale nie na tyle mocny by Małkowski miał z nim problemy. Serb próbował się poprawić w 55. minucie, po kolejnym bezpośrednim zagraniu w pole karne. Choć był obrócony tyłem do bramki to zdecydował się na uderzenie przewrotką, efektowne ale minimalnie niecelne.

Niestety po okresie przewagi Śląska w drugiej połowie, obudziła się jedenastka Korony. Niepotrzebny faul Łukasza Madeja w bocznej strefie boiska, idealne dośrodkowanie Ediego, które niefortunnie przedłużył Krzysztof Wołczek, trafiając do własnej bramki. Nie minęła godzina gry, a gospodarze prowadzili z zawodnikami debiutującego na ławce trenerskiej Pawła Barylskiego. Zdobyta bramka poderwała do boju podopiecznych Marcina Sasala i to oni przeważali w tej fazie meczu. Kolejnego dośrodkowania Ediego na szczęście nikt nie przeciął, a podania Sobolewskiego w polu karnym nie był w stanie opanować Jovanović.

Śląsk otrząsnął się po słabszych kilkunastu minutach i w 68. minucie Diaz miał dobrą sytuację do wyrównania. Stano faulował go przed polem karnym, a tylko dobra interwencja piłkarzy ustawionych w murze przy rzucie wolnym zapobiegła bramce dla Śląska. Pięć minut później dobrą indywidualną akcją popisał się Sobota i Stano był zmuszony wybić na rzut rożny. Mila posłał piłkę na długi słupek, gdzie Fojut starał się ją z powrotem wbić w pole bramkowe, ale kolejna dobra interwencja Markiewicza zatrzymała akcję Śląska.

Tuż po wejściu na boisko Marka Gancarczyka, skrzydłowy Śląska przeprowadził dobrą akcję prawą stroną, zagrał do Sotirovicia, ale w jego rajdzie przeszkodził mu… Diaz, zabierając Serbowi piłkę spod nóg. Korona za to mogła i powinna po chwili podwyższyć swoje prowadzenie. Mocno sprzed pola karnego uderzył Kaczmarek, Kelemen wybił piłkę do góry, a do niej dopadł Niedzielan i tylko w sobie znany sposób głową spudłował z trzech metrów do pustej bramki. Na dziesięć minut przed końcem odważną zmianą popisał się Paweł Barylski wprowadzając do gry Ćwielonga za Milę i zmieniając ustawienie Śląska na 4-3-3.

Niestety zanim ta zmiana przyniosła jakiekolwiek efekty, Korona prowadziła już dwiema bramkami. Lewym skrzydłem przedarł się Kaczmarek, dośrodkował wprost na głowę Niedzielana, ale jego uderzenie zablokował Spahić. Do bezpańskiej piłki ponownie dopadł snajper Korony, tym razem strzelając wprost w Kelemena, jednak słowacki bramkarz był bez szans wobec kolejnej dobitki – Jacka Markiewicza.

Jakby mało było nieszczęść Śląska, w 87. Minucie za drugą żółtą kartkę boisko musiał opuścić Krzysztof Wołczek, strzelec samobójczej bramki. To zdecydowanie nie był udany wieczór defensora z Wrocławia. Na otarcie łez w doliczonym czasie gry ładną akcję przeprowadził Celeban, dośrodkował do nieobstawionego Gikiewicza, a młody napastnik pewnie głową pokonał Małkowskiego zaliczając debiutanckie trafienie dla Śląska w Ekstraklasie.

Korona Kielce 2–1 (0-0) Śląsk Wrocław
Bramki: Wołczek 59’ (samobójcza), Markiewicz 84’ – Gikiewicz 90’

Korona: Małkowski – Golański (69’ Nowak), Hernani, Stano, Markiewicz – Sobolewski, Vuković, Jovanović (88’ Malarczyk), Korzym (46’ Kaczmarek) – Niedzielan, Edi
Śląsk: Kelemen – Celeban, Fojut, Spahić, Wołczek – Sobota, Kaźmierczak, Mila (82’ Ćwielong), Madej (75’ Gancarczyk) – Diaz (84’ Gikiewicz), Sotirović

Żółte kartki: Vuković, Małkowski – Fojut, Celeban, Wołczek
Czerwona kartka: Wołczek (za dwie żółte)
Sędzia: Robert Małek (Śląski ZPN)
Widzów: 11 575
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław