Wydarzenia

Madej: Widzewowi nic nie musimy udowadniać

2011-04-06 19:05:06
Łukasz Madej w rozmowie z naszym serwisem wspomina jesienny mecz z Widzewem, analizuje kwietniowy układ gier oraz zastanawia się, gdzie może dojść Śląsk w tym sezonie.
Tak się ułożył terminarz, że Śląsk dwa razy z rzędu gra z wyjątkowymi dla Ciebie rywalami – przed tygodniem z Lechem, Twoją byłą drużyną, a w sobotę z Widzewem, co dla wychowanka ŁKS-u z pewnością ma duże znaczenie.
To prawda. W Poznaniu, choć z Lechem wiążą mnie fajne wspomnienia, bardzo chciałem strzelić bramkę. W sumie zabrakło niewiele, bo zaledwie milimetrów. Szkoda, że nie wyszło – nie tylko zgarnęlibyśmy komplet punktów, ale jeszcze przypomniałbym się tamtejszym kibicom. Z kolei Widzew zawsze był dla mnie wyjątkowym rywalem. Pamiętam, że w pierwszym jesiennym meczu z tą drużyną – choć przegraliśmy 2:5 – zagrałem dobre zawody. Nasz ówczesny szkoleniowiec był wtedy ze mnie zadowolony i wiele wskazywało, że właśnie tamto spotkanie z Widzewem mogło być dla mnie na tyle przełomowe, że na stałe wróciłbym do wyjściowego składu. Życie jednak napisało inny scenariusz, nie gram teraz zbyt wiele, ale jak dostanę w sobotę szansę, to jako ełkaesiak zrobię wszystko, by punkty zostały we Wrocławiu.

Jako wychowanek ŁKS-u musiałeś chyba wyjątkowo mocno przeboleć jesienną porażkę z Widzewem?
Przegraliśmy wtedy w dużych rozmiarach, ale myślę, że gdyby ten mecz skończył się wynikiem 6:5 dla nas, to nikt z Widzewa nie mógłby mieć o to pretensji. Mieliśmy naprawdę dużo okazji do strzelenia goli. Nie ma co jednak do tego wracać. Teraz jest inna sytuacja – jesteśmy w czubie tabeli i dla każdego zawodnika Śląska, występującego mniej lub więcej, dobrze by było, aby taka sytuacja trwała jak najdłużej. Gdy drużyna gra o najwyższe cele, to wokół niej tworzy się świetna otoczka. Mamy naprawdę dużą szansę, by zaistnieć w tej lidze i sobotni mecz z Widzewem może zadecydować, o co ostatecznie będziemy walczyć w tym sezonie. Trzeba go wygrać, a jak uda mi się strzelić bramkę, to byłoby naprawdę super.

Czy to deklaracja? Już przed meczem z Lechem odgrażałeś się, że zdobędziesz bramkę, ale ostatecznie się nie udało. Może teraz trzeba spełnić tę obietnicę?
Wszystko zależy od tego, czy zagram i ile zagram. W dziesięć minut ciężko cokolwiek zrobić, choć akurat w Poznaniu byłem bliski powodzenia. Zabrakło jednak szczęścia. Na początku sezonu, gdy wszystko przegrywaliśmy, powiedziałem, że karta wreszcie się odwróci, a co Bozia zabiera, to prędzej czy później będzie oddawać. Spełniło się w przypadku naszej drużyny, więc mam nadzieję, że ze mną będzie podobnie. I skoro teraz nie idzie, to niebawem będzie lepiej. Suma szczęścia zawsze równa się zero.

Mówisz, że nie ma już co wracać do jesiennego meczu z Widzewem. Nie chce mi się jednak wierzyć, że nie ma w was takiej sportowej złości i chęci pokazania, że mimo tamtego wyniku jesteście lepsi od łodzian.
Zgadza się. Z drugiej jednak strony Widzew nie jest jakąś wybitną drużyną, szczególnie teraz, po odejściu Marcina Robaka. Owszem, mają utalentowanych zawodników – na przykład na bokach czy w środku pomocy. To nie jest tak, że są poza naszym zasięgiem. Mamy bardzo duży potencjał i to nie my musimy komuś coś udowadniać.

W tabeli tracicie zaledwie dwa punkty do trzeciego miejsca. Kibice i media coraz częściej zaczynają wspominać o walce o europejskie puchary. Jak to wygląda z perspektywy piłkarzy Śląska?
Trener Probierz kiedyś wspomniał, że każda drużyna, która zaczyna sezon, walczy o mistrzostwo Polski i dopiero kolejne mecze weryfikują te plany. Tak samo jest z nami. Przed sezonem postawiono przed nami konkretne cele i w pewnym momencie wydawało się, że są one absolutnie nie do zrealizowania. Ostatecznie wydostaliśmy się z tego dna, ale wydaje mi się, że nie powinniśmy się teraz skupiać na deklaracjach, ale na myśleniu o każdym kolejnym meczu i zdobywaniu punktów. Na kilka spotkań przed końcem rozgrywek zobaczymy, co nam to dało i będziemy mogli stwierdzić, czy rzeczywiście jesteśmy blisko zajęcia takiego, a nie innego miejsca w tabeli.

Jak na razie ta polityka małych kroków przynosi doskonałe efekty. Trzynaście meczów bez porażki z rzędu to fenomenalny rezultat. Zapytam krótko – jak to robicie?
Każdy rywal z pewnością doskonale wie, co jest naszą mocną, a co słabą stroną, a mimo to udaje nam się uzyskiwać pozytywne rezultaty. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak silny jest obecnie Śląsk. Nie ma też co ukrywać, że w paru momentach mieliśmy trochę szczęścia. Ale tak jak mówiłem wcześniej – na początku sezonu go brakowało, teraz nam sprzyja. Oby było z nami jak najdłużej.

Przed Śląskiem trzy mecze z rzędu na własnym stadionie. Terminarz ułożył się doskonale, ale to chyba nie jest tak, że teraz – po dobrych rezultatach osiągniętych na wyjazdach – pójdzie z górki?
Zgadza się, to będą bardzo trudne mecze. Widzew przyjedzie tutaj na pewno po to, by walczyć. Znając trenera Michniewicza łodzianie z pewnością będą dobrze ustawieni taktycznie, z kilkoma niespodziankami w zanadrzu. Tydzień później zmierzymy się z Koroną, która przechodzi obecnie różne zawirowania i z pewnością będzie chciała coś udowodnić. A na deser, tuż przed Wielkanocą, przyjeżdża Wisła Kraków, która ma obecnie największe szanse na mistrzostwo. Obyśmy zdobyli w tych spotkaniach jak najwięcej punktów, ale czy tak będzie, okaże się dopiero za 2,5 tygodnia.

Czesław Michniewicz, opiekun Widzewa, to Twój były trener z Lecha Poznań?
Tak. Mile wspominam z nim pracę, ale tak jest zawsze, gdy jesteś z kimś związany sukcesami. A takie mieliśmy – zdobyliśmy wtedy Puchar Polski i Superpuchar. Na dodatek grałem wtedy we wszystkich meczach, więc trudno takie rzeczy wymazać z pamięci.

W Śląsku obecnie nie jesteś podstawowym zawodnikiem – na razie przegrywasz walkę o miejsce przede wszystkim z Piotrkiem Ćwielongiem. Gdy jednak wychodzisz na boisko to widać, że jesteś w formie – zmiany, które dajesz, wnoszą do drużyny nową jakość.
Rywalizuję nie tylko z Piotrkiem, ale także z Markiem Gancarczykiem i Waldkiem Sobotą. Jest nas czterech na dwie pozycje i to naturalne, że nie wszyscy mogą grać. To trener podejmuje decyzję, na kogo w danym meczu postawić, a ja go mogę przekonywać tylko pracą na treningach. Rzeczywiście, wydaje mi się, że jestem w formie. Zalążek tego widać już chyba było podczas zgrupowania na Cyprze. Zabrakło wtedy tego samego, czego ostatnio w Poznaniu – bramek. Miałem sporo sytuacji, ale piłka nie chciała wpadać. I znowu wracamy do tematu szczęścia. Mam nadzieję, że wreszcie się do mnie uśmiechnie i to, co do tej pory nie wchodziło, wreszcie zacznie wpadać.
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław