Wydarzenia

"Nikt się nie oszczędza" - D. Sztylka

2009-01-29 12:46:30
Wtorkowy trening glikolityczny był dla zawodników Śląska nowością. Masakra, Nogi mam jak zabetonowane, Ledwo żyję, to tylko niektóre z komentarzy futbolistów, po przebiegnięciu dystansu. A szkoleniowcy jeszcze bardziej utrudnili zawodnikom sprawę każąc każdemu przechodzić przez tę próbę dwukrotnie!
GALERIA Z TRENINGU
Gdy piłkarze odpoczywali po śniadaniu, szkoleniowcy rozpoczęli przygotowania do sprawdzianu. Na drodze wyznaczono trasę biegu za pomocą pachołków i talerzyków, odmierzono także dystans, zaznaczając poszczególne odległości.
Aby dostosować obciążenia do możliwości poszczególnych zawodników, każdy z nich miał wyznaczony indywidualnie dystans do pokonania, a także czas, w którym powinien go pokonać. Członkowie sztabu trenerskiego i medycznego nie mogli narzekać na brak pracy. Część z nich miała za zadanie mierzenie czasu biegnącym piłkarzom, kierownik zespołu skrzętnie notował wyniki, zaś fizjoterapeuta Jarosław Szandrocho badał graczom poziom zakwaszenia organizmu.
Zawodnicy o wyznaczonej godzinie rozpoczynali rozgrzewkę wewnątrz ośrodka Straszny Dwór, po której stawali na linii startu. Trening polegał na przebiegnięciu w jak najszybszym czasie pięciokrotnie przydzielonego dystansu, z kilkudziesięciosekundowymi przerwami pomiędzy kolejnymi odcinkami.
- Chyba zbyt słabo się rozgrzałem mówił po dotarciu na metę Janusz Gancarczyk, który jak wszyscy koledzy po zakończeniu biegu wracał do ośrodka, gdzie poddawał się testom na zakwaszenie krwi. Po kilkudziesięciu minutach, gdy testery wskazywały odpowiedni poziom, zawodnicy po raz drugi wychodzili, by ponownie zmierzyć się z przydzielonym dystansem. Drugi raz biegnie się dużo lepiej mówili w większości po zakończeniu piłkarze. Teraz to mógłbym pobiec nawet trzeci raz zapewniał zadowolony Marek Gancarczyk.

Większości graczom biegi dały się jednak we znaki, nawet Patryk Klofik, który tryskał przed startem dobrym humorem, po skończeniu sprintu nie miał wesołej miny. Za dużo ciężarów podnosił ostatnio w Zagłębiu Lubin żartował trener Ryszard Tarasiewicz. Najkrótszy dystans mieli do pokonania golkiperzy, jednak i oni podeszli do ćwiczenia z dużym zaangażowaniem. Jacek Banaszyński tak przywiązany jest do swoich bramkarskich rękawic, że ubrany w nie przygotowywał się do biegu. Ostatecznie jednak uznał, że temperatura nie jest tak niska i w trasę wyruszył bez nich.
Piłkarze ćwiczyli na maksimum możliwości i część z nich wracając do ośrodka wyglądała na całkowicie wyczerpanych. Widać, że nikt się nie oszczędza, naprawdę trenujemy z maksymalnym zaangażowaniem. Kilku piłkarzy nawet wymiotowało mówił Dariusz Sztylka. Ci, którzy biegi mieli już za sobą z zaciekawieniem wyglądali z okien patrząc, jak trenują koledzy.

Trenującym nie sprzyjała jednak pogoda. W odróżnieniu od słonecznego poniedziałku, we wtorek cały Zieleniec spowiła gęstniejąca z każdą minutą mgła. Widoczność ograniczona została do kilkudziesięciu metrów, co spowodowało, że zawodnicy mieli problemy z oszacowaniem jaki dystans dzieli ich od mety. Spowodowało to drobne opóźnienia w harmonogramie, przez co biegnący jako ostatni pojawili się na stołówce w momencie, gdy większość już skończyła jedzenie obiadu. Ostatni przybyli szkoleniowcy, którzy omawiali wyniki uzyskane przez zawodników. Na twarzach widać było zadowolenie z podopiecznych. Chodziło o to, żeby piłkarze pobiegli na maksimum swoich możliwości i rzeczywiście tak było, dlatego możemy być zadowoleni stwierdził Paweł Barylski, asystent trenera Tarasiewicza.

A już w sobotę piłkarze będą wykonywać to mordercze ćwiczenie po raz kolejny!
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław