Wydarzenia

Paweł Barylski: Śląsk dał mi wszystko (cz. 1)

2009-07-08 12:55:18
Paweł Barylski, asystent trenera Ryszarda Tarasiewicza, w czasie zgrupowania w Niemczech jest jedną z najbardziej zapracowanych osób. Pierwszy przychodzi na trening, a boisko opuszcza ostatni. Prezentujemy zapis pierwszej części rozmowy ze szkoleniowcem.

Pracujesz w cieniu trenera Ryszarda Tarasiewicza. Nie wypowiadasz się w mediach, nie jesteś bardzo znany wśród kibiców. Twoja rola jest jednak w drużynie bardzo ważna i odpowiedzialna.
Myślę, że to jest normalne w każdej organizacji czy zespole sportowym. Każdy ma swoją rolę i określone zadania do spełnienia. Ja mam swoją pracę i staram się ją wykonywać jak najlepiej potrafię. Dla mnie nie jest ważne, czy jestem eksponowany, czy nie. Najistotniejsze jest to, żeby zawodnicy byli dobrze przygotowani, a trener zadowolony.

Mógłbyś wyjaśnić kibicom, czym dokładnie zajmujesz się w drużynie Śląska?
Teraz, jako asystent trenera, dbam o stronę fizyczną zawodników. Oczywiście nie działam według własnego widzimisię, tylko cały czas komunikuję się z trenerem Tarasiewiczem. Zaznaczam jednak, że nie jestem trenerem od przygotowania fizycznego, bo tak często jestem określany. Nie mam odpowiednich „papierów” do pełnienia takiej funkcji. Jestem trenerem klasy pierwszej, z dyplomem UEFA A i teraz mogę samodzielnie prowadzić zespół drugiej ligi. Zajmuję się całą organizacją treningu, ale od strony technicznej, bo praca koncepcyjna odnośnie zajęć należy już do trenera. Trudno, żeby trener sam chodził i rozstawiał na murawie pachołki czy bramki. Oprócz tego robiłem wcześniej analizy, rozpracowanie przeciwnika - jego sposoby gry w defensywie, ofensywie, wskazania mocnych i słabych stron. Teraz tymi zadaniami będzie się zajmował ktoś inny.

Każdy z zawodników w czasie treningów zakłada specjalny sporttester. Zajmujesz się także analizą tych danych?
Monitorujemy piłkarzy, czyli mamy nad nimi bieżącą kontrolę, co przekłada się również na monitoring długofalowy. Chodzi o to, żeby wiedzieć, który zawodnik jest aktualnie w jakiej dyspozycji. Tak było na przykład ostatnio z Krzyśkiem Ulatowskim i Sebastianem Dudkiem, którzy ćwiczyli trochę inaczej. To jest bardzo ważne, żeby mieć aktualne dane, by nie nakładać na piłkarzy zbyt dużych obciążeń. Większość doświadczonych trenerów mówi, że lepiej mieć zawodnika trochę niedotrenowanego, niż przetrenowanego.

Czy piłkarze interesują się swoimi wynikami, pytają czemu służy konkretny trening?
Coraz częściej chłopcy przychodzą do mnie, by o tym porozmawiać. Analizujemy przede wszystkim wyniki testów, pokazuję im, jaka jest ich progresja. Zawodnicy pytają, po co wykonuje się dane ćwiczenia, co one dają. Interesują się wskaźnikami, rozmawiamy o tym i myślę, że są coraz bardziej świadomi. Rozumieją, jak przekłada się to wszystko na ich postawę na boisku. Trudno przekonać ludzi do ciężkiej pracy, jeżeli nie wiedzą, po co mają ją wykonać.

Dodatkowo zapisujesz wszystko w laptopie.
Zapisuję tam każdy trening. Mam swoją bazę danych i prowadzę ją, odkąd pracuję z trenerem Tarasiewiczem, czyli od 1 lipca 2007 roku. Nie robiłem tego tylko raz, podczas zgrupowania w Starsbourgu, bo miałem wtedy jeszcze zajęcia na uczelni ze studentami. Każdy trening jest opisywany po to, żeby wyciągać później wnioski, dostrzec, jak przebiegały poszczególne okresy, co stosowaliśmy, gdzie popełniliśmy błędy, a jednocześnie jest to taka dokumentacja klubu. Wychodzę z założenia, że wszystko co się dzieje, jest wartością klubu, a wiadomo, że w zwodzie trenera zdarzają się zmiany. Dlatego podobnie jak w księgowości czy marketingu, tak i w pracy sportowej tworzymy dokumentację, żeby kolejny szkoleniowiec mógł rozpocząć pracę od pewnego poziomu, mając wiedzę o przeszłości. Myślę, że to jest normalne i powinno być tak w każdym klubie. Pamięć ludzka jest zawodna i niemożliwe jest, żeby pamiętać, jak wyglądał każdy trening dwa sezony temu.

W Śląsku Wrocław pracowałeś także wcześniej.
Pochodzę z Łodzi, ale pracowałem w Ślęzie Wrocław, później w Polarze, Lotniku, a w 2001 roku rozpocząłem przygodę ze Śląskiem. Ówczesny prezes Jan Caliński wyznaczył zadanie, żeby w poszczególnych zakątkach miasta stworzyć „gniazda Śląska”. Utworzyłem takie na Stadionie Olimpijskim i byłem tak zwanym gniazdowym. Zatrudniałem tam studentów, bardzo fajnie to wyglądało, a później - gdy ta koncepcja upadła - to na tej bazie powstał klub Wiko, obecna Akademia Piłkarska. W 2001 roku, jako młody człowiek, któremu wydawało się, że wie dużo, a tak naprawdę wiedział niewiele, przejąłem grupy juniorskie po trenerze Masztalerzu, który był ikoną Śląska jeśli chodzi o pracę z młodzieżą. Zaczęliśmy z Łukaszem Becellą pracę, często bez pieniędzy, bo dla klubu nadeszły ciężkie czasy. Ale ja to traktuję jako koszt mojej nauki, bo było to dla mnie bardzo duże wyróżnienie, że mogę pracować w Śląsku. Ten klub dał mi wszystko, to w nim kształtowałem się jako trener. Później miałem przerwę, gdy wróciłem do pracy na AWF-ie, a także zająłem się rezerwami Gawina Królewska Wola. Pracowałem także z seniorami tego klubu, pomagając trenerom Klepakowi i Kudybie. A 1,5 roku później spotkałem się z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem, który przedstawił mi swoją wizję pracy, wyjaśnił czego ode mnie by oczekiwał i od 1 lipca 2007 roku pracuję w Śląsku. Miałem to szczęście, że z całą grupą ludzi udało mi się przejść tę drogę i awansować do ekstraklasy. A to nie jest dane każdemu, szczególnie komuś, kto nie był zawodowym piłkarzem.

W piłkę jednak grałeś?
Od 11 roku życia byłem szkolony w MKS Łodzianka, ale zawsze grałem na poziomie amatorskim, najwyżej w IV lidze. Karierę zakończyłem w wieku 24 lat, gdy stwierdziłem, że moje umiejętności są zbyt małe, żeby profesjonalnie uprawiać futbol. Nie interesowało mnie jedynie kopanie piłki dla samego jej kopania, dlatego bardzo szybko zacząłem zawód trenerski.

Wielu zawodników zazdrości Ci jednak wydolności organizmu.
To są trochę predyspozycje wrodzone. Poza tym cały czas ćwiczę, mam swój trening biegowy i funkcjonalny trening siłowy. Trenuję 4-5 razy w tygodniu, a oprócz podczas zajęć wykonuję ćwiczenia razem z piłkarzami. Uważam, że trener pełniący moją funkcję nie może być „panem z brzuszkiem”, który nie potrafi pewnych rzeczy pokazać. To byłoby bardzo dziwne. Zawodnicy muszą wiedzieć, że sam też poddajesz się wysiłkowi, że - jak to mawia trener – masakrujesz swój organizm. Robię to po to, by chłopcy zdali sobie sprawę z tego, że jak się chce, to można. Staram się dawać z siebie maksimum, oni to widzą i też starają się to robić.

 

Druga część wywiadu z Pawłem Barylskim ukaże się w naszym serwisie w czwartek.

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław