Wydarzenia

Pawelec: Nie odliczamy kolejnych spotkań bez porażki

2011-03-23 17:39:49
Mariusz Pawelec w ostatnich meczach udanie zastąpił na boisku kontuzjowanego Amira Spahicia. W rozmowie z naszym serwisem obrońca Śląska opowiada o pechu, jaki prześladował go w rundzie jesiennej, serii dwunastu spotkań bez porażki oraz o szansach na zajęcie wysokiego miejsca w lidze.
Jesień była najgorszym okresem w Twojej dotychczasowej karierze?
Bez dwóch zdań. Taka runda jeszcze nigdy mi się nie przydarzyła i mam nadzieję, że już nigdy się nie powtórzy. Wcześniej kontuzje zawsze omijały mnie szerokim łukiem, a jesienią, gdy wyleczyłem jeden uraz, momentalnie przytrafiało mi się coś nowego. Najpierw w ostatnim przedsezonowym sparingu zderzyłem się kolanem z rywalem. Konsekwencje zdrowotne były bardzo poważne, a na dodatek cała moja praca podczas okresu przygotowawczego poszła na marne. Zamiast spędzać czas na boisku, musiałem siedzieć w gabinetach lekarskich. Gdy wyleczyłem kolano, na zgrupowaniu kadry lekko naderwałem mięsień łydki. Gdy lekarze uporali się z tym problemem, przyplątało się zapalenie ścięgna Achillesa. W ten sposób straciłem kilka miesięcy.

I – co oczywiste – miejsce w składzie. Gdy wreszcie doszedłeś do zdrowia, grze obronnej Śląska trudno było coś zarzucić i z konieczności musiałeś zasiąść na ławce. To z pewnością trudna sytuacja dla każdego piłkarza.
Dla mnie to było o tyle ciężkie, że jeszcze nigdy w karierze nie zdarzyło mi się tyle czasu na niej spędzić. Nawet, gdy jakiś trener sadzał mnie na ławkę, to swoją postawą na treningu chciałem udowodnić, że zasługuję na miejsce w wyjściowym składzie. I po meczu, góra dwóch, wracałem na boisko. W tej sytuacji było to o tyle trudne, że w pewnym momencie nasi obrońcy zaczęli grać bardzo dobrze. Rywale nie potrafili strzelić nam bramki, a żadnemu z defensorów Śląska nie można było czegokolwiek zarzucić. Nic więc dziwnego, że ciężko było do tego składu wskoczyć. Robiłem jednak swoje, trenowałem i czekałem na swoją szansę.

A ta szansa pojawiła się dopiero wiosną, po kontuzji Amira Spahicia.
Niestety, czasami tak się zdarza, że czyjeś nieszczęście otwiera komuś drogę do składu. Tak było w tym przypadku, choć oczywiście nie życzyłem źle Amirowi. Mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt i wolałbym, żeby nasza rywalizacja o miejsce w drużynie rozstrzygnęła się podczas treningów. Stało się, jak się stało, dostałem swoją szansę i myślę, że w tych trzech wiosennych pojedynkach nie wypadłem źle. Przyznam, że była to dla mnie wielka niewiadoma, bo przecież ostatni pełny ligowy mecz rozegrałem jeszcze we wrześniu z Widzewem. Na dodatek nie było to udane spotkanie. Byłem jednak dobrze przygotowany, bo wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał wyjść na boisko, a wtedy trzeba dać z siebie sto procent. Amir niedługo wraca do treningów, więc będę musiał mocno się starać, by to miejsce utrzymać. Obaj chcemy grać, ale to dobrze, bo rywalizacja może pomóc nam i całej drużynie.

Dwanaście spotkań bez porażki z rzędu to naprawdę fenomenalny rezultat. Masz jakieś swoje wytłumaczenie tej doskonałej passy Śląska?
Przede wszystkim chłopakom należą się wielkie słowa uznania za walkę, jaką włożyli w każdy z tych meczów. Widać było, że nie kalkulują, tylko wychodzą na boisko, by zwyciężyć. Ta passa z pewnością cieszy. Ale szczerze mówiąc w szatni rzadko pojawia się ten temat, nie odliczamy kolejnych spotkań bez porażki. Po prostu koncentrujemy się na każdym następnym meczu. I jak widać to wystarczy.

Przed Śląskiem trudny pojedynek z Lechem.
Lech jest klasową drużyną, szczególnie u siebie, przed publicznością, która ich naprawdę niesie. Ale patrząc na to, jaką formę ostatnio prezentujemy, to inni powinni się nas bać i czuć przed nami respekt. Na pewno będziemy walczyć z Lechem jak równy z równym i zrobimy wszystko, by przywieźć z Poznania punkty.

W mediach coraz głośniej mówi się o szansach Śląska na europejskie puchary. Taki scenariusz jest realny?
Gdy jest dobrze, to jesteś klepany po plecach i słyszysz same miłe rzeczy. Z kolei gdy nie idzie, to sytuacja zmienia się o 180 stopni. Dlatego spokojnie podchodzę do tego typu opinii. To tak samo jak z tą passą bez porażki – nie można się podpalać, tylko trzeba zwyczajnie robić swoje. A jeśli na koniec sezonu okaże się, że zajmiemy miejsce w czubie tabeli, to będzie świetnie. Mamy fajną i ambitną drużynę, a każdy z nas chce coś osiągnąć w sporcie.

Selekcjoner reprezentacji ciągle szuka obrońców. Myślisz jeszcze o powrocie do kadry?
Moim celem było wywalczenie miejsca w pierwszej jedenastce Śląska. Jak na razie to się udaje, ale wiem, że czeka mnie jeszcze sporo pracy, by to miejsce utrzymać. Dlatego nie zaprzątam sobie głowy myślami o biało-czerwonej koszulce. Koncentruję się na tym, by nasza drużyna osiągnęła w tym sezonie coś fajnego.

Widzę, że nie chcesz rozmawiać o sobie w kontekście reprezentacji. A co w takim razie powiesz na temat braku powołania dla Przemka Kaźmierczaka? Ostatnio coraz głośniej o tym, że Franciszek Smuda powinien dać mu szansę.
Każdy szkoleniowiec ma swoją wizję drużyny, więc trudno mu zarzucać, że bierze tego, a pomija innego. Nie ulega jednak wątpliwości, że Przemek to doskonały piłkarz. Uważam, że swoją postawą na boisku zasługuje na to, by zostać sprawdzonym przynajmniej w jednym meczu. Przemek naprawdę wiele daje zespołowi i chyba każdy trener chciałby mieć w swojej drużynie zawodnika takiego jak on.

Czyli Twoim zdaniem nie jest zbyt drewniany?
(śmiech) Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie – Przemek jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Do tego strzela bramki, asystuje, świetnie gra głową, ma doskonały przegląd pola. Mógłbym tak długo wymieniać.

W reprezentacji próżno szukać graczy Śląska, trafił za to do niej niedawny kolega z wrocławskiej szatni – Wojtek Kaczmarek.
Z jednej strony to na pewno duże zaskoczenie, ale z drugiej Wojtek rzeczywiście pokazuje się w Cracovii z bardzo dobrej strony. Każdy z piłkarzy Śląska życzymy mu powodzenia i wykorzystania tej ogromnej szansy. Zawsze uważałem Wojtka za dobrego bramkarza i cieszę się, że udowadnia to w lidze. Na pewno duża w tym zasługa Tomka Hryńczuka, trenera naszych bramkarzy. W końcu przez ostatnie lata to właśnie on szkolił Wojtka. Zresztą wystarczy spojrzeć, jak prezentuje się Marian Kelemen, by stwierdzić, że to nie przypadek.
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław