Wydarzenia

Podsumowanie 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

2014-08-11 20:12:26
Beniaminek z Bełchatowa został liderem, Śląsk znów zgubił punkty na wyjeździe, a Lech rozegrał ostatni mecz pod wodzą Mariusza Rumaka. Oj… działo się w 4. kolejce T-Mobile Ekstraklasy!

W pierwszym meczu tej serii spotkań, w pojedynku Cracovii z Koroną - zmierzyły się dwie ekipy, nie potrafiące do tej pory zdobyć kompletu punktów w jednym meczu. Mało tego, z trzech dotychczasowych potyczek, w tylko jednej udało się nie polec. Piątkową szansę na mocne podreperowania konta punktowego lepiej wykorzystali gospodarze. Pasy zwycięstwo zawdzięczają w dużej mierze arbitrom. Decydujący gol padł w 90. minucie z ewidentnego spalonego. Nie była to olśniewająca gra, ale na słabą Koronę wystarczyło. Robert Padoliński odniósł tym samym swoje premierowe zwycięstwo w ekstraklasie.  Trener gości - Ryszard Tarasiewicz - odniósł ich znacznie więcej, ale… to było tak dawno…

 

Dobrą dyspozycję potwierdzili piłkarze Górnika Zabrze. W 4. kolejce pewnie, 3:0, pokonali Jagiellonię. Górnicy potwierdzili tym samym, że remisy - kolejno z Lechem i Legią - nie były dziełem przypadku. Naprawdę są na fali. Do zwycięstwa gospodarzy poprowadził autor dwóch goli - Robert Jeż. Słowak pokazał jak ważne w futbolu są stałe fragmenty gry - trafiał z rzutu karnego i rzutu wolnego.  Podopieczni Michała Probierza nie umieli zneutralizować rozpędzonych zabrzan. Dopiero po stracie drugiej bramki groźniej zaatakowali. W końcówce dobił ich jednak Mateusz Zachara. Górnik nie próbuje grać trójką defensorów, co teraz modne, ale występują bez klasycznego napastnika - w ustawieniu  4-6-0. Może to jest metoda?

 

Pierwszym sobotnim starciem był  mecz w Bełchatowie - GKS vs. WKS. Wrocławianie przyjechali do beniaminka po cennej lekcji futbolu udzielonej przez Borussię Dortmund. Niestety, wnioski wyciągnięte po meczu z wicemistrzami Niemiec nie były jeszcze widoczne. Śląsk zaprezentował się słabo w ofensywie, oddał zaledwie dwa celne strzały i zasłużenie przegrał z Brunatnymi. Nieobecność Bartosza Ślusarskiego i Mateusza Maka - dwóch silnych ogniw bełchatowskiej ekipy - nie podziałała destrukcyjnie na ich kolegów. Zagrali agresywnie w odbiorze i mogli wygrać nawet wyżej, jednak świetnie interweniował Mariusz Pawełek, broniąc m. in. rzut karny Błażeja Telichowskiego.  Do tej pory GKS znacznie słabiej grał po przerwie. W sobotę zagrali dwie równe jak boki kwadratu połowy i ich zwycięstwo nie podlegało dyskusji. Śląsk przegrał drugi wyjazdowy mecz, ale recepta jak do tego nie dopuszczać, jest bardzo prosta - grać tak, jak u siebie…

 

Zwycięstwo w dwumeczu 6:1 i brak awansu do następnej fazy - taką gorzką pigułkę musieli przełknąć w tygodniu gracze Legii Warszawa, wykluczeni z dalszych rozgrywek Ligi Mistrzów. Nie zadławili się jednak nią i w sobotę rozgromili 5:0 Górnik Łęczna dzięki czemu, chociaż na chwilę, zapomnieli o przykrych decyzjach UEFA. O ile GKS Bełchatów w wygranym meczu ze Śląskiem zagrał dwie równe połowy, o tyle Legia po zmianie stron wrzuciła wyższy bieg. A nawet dwa. Pięć goli straconych w między 46. a 81. min było jak zimny prysznic dla dobrze prezentujących się w poprzednich spotkaniach łęcznian. Część win za spudłowane dwa karne odkupił kapitan warszawiaków - Ivica Vrdoljak. Serb dwukrotnie trafił do siatki, w tym raz… z rzutu karnego właśnie. Górnik zaprezentował zaś pokaz pt. „Jak beniaminek płaci frycowe w nowej lidze”.

 

Niedzielę rozpoczęło spotkanie na PGE Arenie w Gdańsku. Miejscowa Lechia podejmowała Lecha Poznań. Drużyny te postrzegane były przed sezonem jako główni kandydaci do strącenia z mistrzowskiego tronu Legii. Gdańszczanie nie zachwycili na inaugurację, ale w kolejnych spotkaniach rozpędzali się i wydawało się, że nabrali odpowiedniej prędkości, by wyprzedzić w bezpośrednim starciu poznańską lokomotywę. Lechici w meczu z Lechistami pokazali jednak silny charakter. Po kompromitacji w eliminacjach Ligi Europy i porażce w ostatniej kolejce u siebie z Wisłą, posada Mariusza Rumaka wisiała na włosku. Włosek zrobił się bardzo cienki kiedy to gospodarze wyszli na prowadzenie, dzięki wykorzystanej „11” Vranjesa.  Czerwona kartka Sadajewa w 45. min odmieniła jednak losy meczu. W końcówce dwa gole zdobył superrezerwowy Teodorczyk. To zwycięstwo nie uratowało jednak trenera Rumaka. Włosek urwie się najprawdopodobniej we wtorek. 

 

We wczesne niedzielne popołudnie byliśmy też świadkami meczu drużyn o całkiem innych aspiracjach od tych, które walczyły w Gdańsku. Zawisza Bydgoszcz kontra Podbeskidzie Bielsko-Biała - czyli spotkanie dwóch kandydatów do spadku. Niedawny rywal Śląska Wrocław objął prowadzenie w pierwszej połowie i miał mnóstwo okazji do podwyższenia wyniku. Nieskuteczność, pech, dobra gra Peskovicia - czymkolwiek by nie tłumaczyć podopiecznych Jorge Paixao, fakty były takie, że drugiego gola nie strzelili, a powinni. A skoro im się nie udało, to… czy jest bardziej znane piłkarskie powiedzenie od „niewykorzystane sytuację lubią się mścić’? Podbeskidzie, broniące się niemal cały mecz, strzeliło dwie bramki i świętowało pierwsze zwycięstwo w sezonie. Czy zasłużenie? Skoro jesteśmy przy znanych powiedzeniach - „zwycięzców się nie sądzi”.

 

Dwie wielkie polskie firmy piłkarskie zmierzyły się w niedzielny wieczór przy Reymonta w Krakowie. Wisła grała z Ruchem Chorzów. Co prawda to Niebiescy byli brązowymi medalistami poprzedniego sezonu, ale za faworyta uważano gospodarzy. Mieli oni wykorzystać zmęczenie podopiecznych Jana Kociana po czwartkowym meczu w europejskich pucharach. Po zwycięstwie (ew. zwycięskim remisie uratowanym w ostatniej minucie doliczonego czasu gry) zmęczenie jest jednak inne, niźli po porażce. Gracze Ruchu udowodnili tą tezę w starciu z Białą Gwiazdą. O ile na początku przewagę mieli zawodnicy Franciszka Smudy, później do głosu doszli goście. Odrobili stratę, wyszli na prowadzenie, ale nie zdołali go utrzymać do końca. Wisła dała radę wyrównać, jednak szans na gole miała znacznie więcej i nie jest zadowolona z remisu. - To strata dwóch punktów - słusznie zuważył Rafał Boguski, napastnik krakowian. 

 

Kolejkę zakończyło poniedziałkowe spotkanie pomiędzy Pogonią Szczecin a Piastem Gliwice. Przed tą serią spotkań były to odpowiednio pierwsza i… ostatnia drużyna ligowej tabeli. Na boisku nie było jednak widać tej ogromnej różnicy miejsc. Gliwiczanie walczyli dzielnie, dobrze spisywał się ich bramkarz - Cifuentes i długo utrzymywali bezbramkowy remis. A nawet bardzo długo. Ściślej mówiąc cały mecz. Zaledwie jeden punkt zdobyty na własnym boisku zdecydowanie nie zadowolił Portowców. Gracze trenera Wdowczyka przeważali, atakowali częściej, wielokrotnie zagrażali rywalom po stałych fragmentach gry. Pogoń prowadziła grę, starała się przechylić szalę na swoją korzyść, ale nic to nie dało. Gospodarze stracili pozycję lidera na rzecz GKS-u. Wróćmy do piłkarskich powiedzeń. Piłkarze i kibice Pogoni po meczu z Piastem na pewno przypomną sobie takie:  „Jeśli nie możesz meczu wygrać, to przynajmniej go zremisuj”.

 

Wyniki 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Piątek (8 sierpnia)

Cracovia - Korona Kielce 2:1 (1:0)

Górnik Zabrze - Jagiellonia Białystok 3:0 (1:0)

Sobota (9 sierpnia)

GKS Bełchatów - Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)

Legia Warszawa - Górnik Łęczna 5:0 (1:0)

Niedziela (10 sierpnia)

Zawisza Bydgoszcz - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2 (1:0)

Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1:2 (1:0)

Wisła Kraków - Ruch Chorzów 2:2 (1:1)

 Poniedziałek (11 sierpnia)

Pogoń Szczecin - Piast Gliwice 0:0

 

Autor: Jędrzej Rybak

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław