Sebastian Mila: Nie potrafię być kibicem

W polskiej lidze nie zagrałeś dokładnie od 139 dni. Tak długiej przerwy w swojej karierze chyba jeszcze nie miałeś.
Faktycznie, w meczach ligowych taka przerwa mi się jeszcze nie przydarzyła. Na szczęście po drodze były jeszcze europejskie puchary i Superpuchar. Zatem tak naprawdę w spotkaniach o stawkę czy o punkty nie występowałem zaledwie od kilkunastu dni, dlatego nie wydaje mi się, żeby ta przerwa miała znaczący wpływ na moją dyspozycję. Nie czuję żadnej tremy przed niedzielnym spotkaniem, bardziej odczuwam zniecierpliwienie i ogromną chęć grania.

Ciężko było wcielić się w rolę kibica na te kilka meczów?
Zdecydowanie tak. Bardzo chciałem już grać, bo trudno ogląda się mecze z trybun i szczerze mówiąc średnio wychodzi mi bycie kibicem. Emocje robią swoje, na boisku biegają moi koledzy, dlatego niełatwo o obiektywną ocenę pewnych zdarzeń czy decyzji sędziego. Na pewno wolę być na murawie, gdzie mogę wziąć sprawy w swoje ręce.

W najbliższym meczu gracie z GKS-em Bełchatów, który w tym sezonie nie zdobył jeszcze punktów.
Jesteśmy bardzo mocno skoncentrowani na tym pojedynku i dla nas liczy się tylko zwycięstwo. Musimy jednak także pamiętać, że przed nami seria trudnych spotkań, bo po potem czekają nas mecze z Górnikiem Zabrze i Polonią Warszawa. Chcemy w nich za wszelką cenę wygrać, zgarniać pełną pulę niezależnie od sposobu gry.

Załóżmy taką sytuację - podyktowany zostaje rzut karny dla Śląska, a na boisku znajdują się jednocześnie Sebastian Mila i Mateusz Cetnarski. Kto podejdzie do jedenastki?
(śmiech) Mateusz pokazał już, że potrafi pewnie uderzać, ma dobrze ułożoną nogę i te elementy gry ma opanowane, dlatego zawsze to on może podchodzić pierwszy. Jeśli jednak nie będzie czuł się na siłach, wtedy ja będę strzelał. Nie ma w tym dla mnie żadnego problemu.