Wydarzenia

Srebrna drużyna okiem Sebastiana Mili

2011-06-12 14:39:03
Kto lepiej zna piłkarzy Śląska, jak nie kapitan zespołu? Poprosiliśmy Sebastiana Milę, by w krótkich, żołnierskich słowach, doprawionych oczywiście szczyptą swojego słynnego humoru, scharakteryzował wszystkich kolegów z szatni, także tych, którzy wiosną nie grali już we wrocławskim zespole, ale również przyczynili się do zdobycia wicemistrzostwa Polski.

Oto, jak wyglądają srebrni piłkarze Śląska okiem Sebastiana Mili. Zapraszamy do lektury!
Rafał Gikiewicz. Gdy przychodził do Śląska, w szatni zapanowało wielkie poruszenie. Jeden Gikiewicz-gaduła był już wtedy w zespole, słychać go było niemal na każdym piętrze. Potem doszedł drugi i odtąd nie jesteśmy już w stanie przed nimi uciec. A tak na poważnie – Rafał to bardzo sympatyczny chłopak. I szalenie pracowity. Wszystko porównuje do tego, co widział w Jagiellonii. Czasami go nawet podpuszczamy i sami pytamy: „Giki, a powiedz, jak to było w Jadze…”.

Marian Kelemen. Miał świetny sezon. Bez wątpienia najlepszy bramkarz w lidze, za co absolutnie należała mu się jakaś nagroda. Czasami sobie żartujemy z jego sposobu odmieniania polskich słów w słowacki sposób. Pytamy: „Marian, dlaczego nie wyszedłeś do tej piłki”, na co on odpowiada: „Ja nie wiedziała, że ona tak pójdzie. Gdybym wiedziała, to bym wyszła”. Jest przy tym dużo śmiechu, ale Marian się nie obraża, bo to równy gość. Jest duszą towarzystwa, ale po pracy. W szatni czy na treningu jest zawsze cichy, spokojny i przede wszystkim skupiony na tym, co ma właśnie zrobić.

Piotr Celeban. Niesamowita postać, profesjonalista pełną gębą. Codziennie chodzi spać o 19 czy 20, wstaje o 6 rano. Wyjątkiem są tylko te dni, w których rozgrywamy mecze – po spotkaniu adrenalina nie pozwala mu spać, jak zresztą każdemu z nas. Nasza dwójka z reguły najwcześniej pojawia się przed treningami w szatni i wtedy mamy czas, by ze sobą dłużej porozmawiać. Świetnie główkuje, liczę, że dostanie jeszcze szansę w reprezentacji Polski, bo na pewno na to zasługuje.

Jarosław Fojut. Oj, Jeffik ma swój świat. Prześmieszny chłopak z dużym poczuciem humoru. I co ważne – ma do siebie ogromny dystans, potrafi śmiać się z samego siebie. Często przekomarza się z Łukaszem Madejem o to, która kadra młodzieżowa była lepsza – jego czy nasza, w której oprócz Madejowego grał także Przemek Kaźmierczak i ja. Łukasz mówi mu, że nasza, skoro wywalczyła mistrzostwo Europy. Jeff ripostuje, że jego młodzieżówka wygrała przynajmniej jeden mecz na mistrzostwach świata, na których my z kolei przegraliśmy wszystkie spotkania. To nasza wtyka w Anglii, wie wszystko, co się dzieje w lidze i w kraju. No i świetnie mówi po angielsku.

Antoni Łukasiewicz. Kolejna gaduła. Zawsze jest tam, gdzie coś się dzieje. Pracowity, potrafi świetnie „napompować” drużynę przed meczem. Jestem przekonany, że jeśli kiedyś zostanie trenerem, to będzie wspaniałym motywatorem. Jest bardzo rodzinny. Niedawno urodziło mu się drugie dziecko, więc w szatni robi za eksperta od bycia ojcem. Każdy chłopak, zanim z jakimś problemem związanym z dzieckiem zadzwoni do rodziców czy teściów, zapyta się najpierw o radę Antka. A on zawsze coś podpowie.

Mariusz Pawelec. Bardzo spokojny, cichy i ułożony chłopak. Jednym słowem idealny zięć i kandydat na męża. Ale na boisku pokazuje drugą twarz. Jest agresywny, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nigdy nie odpuszcza. Kumpluje się z Piotrkiem Celebanem. Na treningach zawsze ze sobą rywalizują, podczas zgrupowań dzielą razem pokój.

Tadeusz Socha. Starsi gracze pamiętają, jak dopiero wchodził do drużyny, teraz jest jej ważnym elementem. Uwielbia śpiewać – jak tylko usłyszy w radiu jakiś polski utwór, to zaczyna swój popis na cały głos. Nie ma w nas jednak wiernych fanów, czasami nawet mu mówimy, że już lepszą torturą dla nas byłoby, gdyby połamał nam ręce. Niedawno zabił nas informacją, że gdyby nie grał w piłkę, to projektowałby mosty.

Amir Spahić. Prawdziwy Jugol, charakterny. Jak coś powie lub obieca, to choćby nie wiadomo co się działo, to dotrzyma słowa. Bardzo szybko nauczył się polskiego, co wszystkim nam zaimponowało. Silny, ciężko go zatrzymać na boisku. Ma naprawdę duży potencjał.

Krzysztof Wołczek. Nasz dyżurny maruda. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. Śmiejemy się, że największym utrapieniem sprzedawcy w sklepie jest wizyta całej rodziny Wołczków. Ale tak naprawdę to dobra dusza naszej drużyny, który przeszedł ze Śląskiem naprawdę daleką i trudną drogę, a na boisku zostawił kawał zdrowia.

Piotr Ćwielong. Na pewno miał udany sezon. Na początku, po transferze z Wisły Kraków, oczekiwania względem niego były bardzo duże i to był chyba dla niego za wielki ciężar. Teraz jednak pokazał, że ma ogromne możliwości i potencjał. Jego gwara śląska jest niesamowita. Gdy rozmawia z nami, słychać tylko lekki zaśpiew. Ale gdy słyszymy, jak rozmawia prze telefon po śląsku, to ciężko cokolwiek zrozumieć. Ma też syna Kacpra, który jest jego klonem. Kiedyś na spacerze spotkałem jego żonę, ale nie poznałem jej. Dopiero jak zobaczyłem Kacpra to od razu się zorientowałem, że to musi być rodzina Piotrka. Kacper jest po prostu jego chodzącą miniaturką.

Sebastian Dudek. Kolejna pozytywna postać. Małomówny, dużo pracuje. Spokojny i wyciszony. Ma ogromne umiejętności. Kiedyś powiedziałem, że jeśli tacy uzdolnieni gracze jak on nadal tak późno będą trafiać do Ekstraklasy, oznaczać to będzie, że polski skauting zupełnie nie istnieje. I wciąż podtrzymuję te słowa.

Rok Elsner. Miał ciężkie chwile. Nie grał, siedział na ławie lub na trybunach. Mimo to ani trochę się nie zmienił – ciągle był sympatyczny i uśmiechnięty, a na treningach dawał z siebie sto procent. Nie miał do nikogo pretensji, tylko robił swoje. Widać, że ma charakter. Wszystkim nam takie profesjonalne podejście bardzo się spodobało. Podobnie jak to, że od razu po transferze zaczął uczyć się polskiego.

Marek Gancarczyk. Człowiek o absolutnie powalającym śmiechu. Nawet jeśli będziesz miał fatalny humor, to gdy usłyszysz śmiejącego się Garnka, to od razu się nastrój ci się poprawi. Chyba najlepszy wędkarz w drużynie. Często wysyła nam MMS-y ze swoimi zdobyczami.

Przemysław Kaźmierczak. Jeśli Sebastian Dudek jest wyciszony i spokojny, to w przypadku Kaza należałoby to pomnożyć razy sto. Nigdy nie jest w centrum uwagi, ale na boisku jest klasą sam dla siebie. To jeden z najlepszych środkowych pomocników, z jakimi miałem przyjemność grać. Profesjonalista w każdym calu, młodzi mogą się od niego wiele nauczyć. Zresztą źle powiedziałem – każdy może się od niego uczyć. Takie stare konie jak ja również.

Łukasz Madej. Znam go najdłużej ze wszystkich chłopaków w Śląsku. Graliśmy ze sobą we wszystkich reprezentacjach młodzieżowych. Pamiętam, że w wieku 16-17 lat był absolutnie topowym graczem w swojej kategorii wiekowej. Gdy inni chłopcy z reprezentacji dopiero zaczynali marzyć o trafieniu do szerokiej kadry swojego zespołu, Madejowy miał ten etap dawno za sobą. Imponował nam wszystkim. Polubiliśmy się do tego stopnia, że byłem gościem na jego weselu. Bardzo się ucieszyłem, że chciał spędzić ten ważny dzień między innymi ze mną. Łukasz to chodząca encyklopedia piłkarstwa. O futbolu wie wszystko. Nawet gdy obudzisz go w środku nocy i zadasz pytanie o to, kto w 1965 roku grał w takim a takim meczu, to udzieli odpowiedzi w 10 sekund.

Waldemar Sobota. Dawno nie widziałem chłopaka o takim wrodzonym potencjale. Wiele razy z nim rozmawiałem, że nie może zmarnować tego talentu. Zawsze będę mu kibicował, nawet wtedy, gdy odejdzie ze Śląska do jakiegoś topowego klubu, bo taką karierę mu wróżę. Mówimy na niego „Dupinka”, bo jest taki drobniutki. Ale serducho ma wielkie, nie tylko do walki na boisku, ale ogólnie, dla ludzi. Zaimponował mi, gdy załatwiał bilety na mecze Śląska dla mieszkańców swojej rodzinnej miejscowości.

Dariusz Sztylka. To nasz generał. Tak mówi nasz maser – skoro Mila jest kapitanem, to Sztylka jest generałem. Fantastyczny człowiek. Oddał serce i kawał życia dla tego klubu. Świetny kolega – jeśli ktoś ma problem, to zawsze może zwrócić się do Darka. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby odmówił. Cieszę się, że właśnie po kimś takim dane mi było przejąć opaskę kapitańską Śląska Wrocław.

Cristian Diaz. Kolejnych zawodnik o bardzo dużych umiejętnościach. Jak zapali, to zgaśnie dopiero na koniec kariery. Na początku mozolnie mu szło z polskim, ale trudno się dziwić – to zupełnie inny język niż jego rodzinny hiszpański. Teraz już naprawdę nie ma kłopotów. Mówi coraz lepiej, dużo rozumie. Dzięki temu czeka go raczej inny koniec niż ja miałem w Austrii. Złapał świetny kontakt z Marianem, tworzą nierozłączną parę.

Łukasz Gikiewicz. W zasadzie można powiedzieć o nim dokładnie to samo co o bracie Rafale. Oprócz tego, że jest straszną gadułą, to widać, że interesuje się sportem. Choć nie, „interesuje się” to złe sformułowanie, on nim żyje. Niczego nie przepuści. Często wieczorem wyśle SMS-a bądź zadzwoni z pytaniem, czy widziałem właśnie jakąś akcję w meczu, który akurat jest transmitowany. Podoba mi się jego zaangażowanie na boisku. W tym sezonie udowodnił, że wie, co to znaczy gra dla drużyny.

Remigiusz Jezierski. Bardzo ważna postać w naszej drużynie. Ma ogromne doświadczenie, którym chce i potrafi się dzielić. Mimo wieku ma naprawdę młodzieńcze pomysły. Ostatnio na przykład zastanawiał się, jakie zwierzątko będzie naśladował, gdy strzeli kolejną bramkę. Liczę na to, że w przyszłym sezonie będzie mógł to jeszcze pokazać.

Tomasz Szewczuk. Często nazywamy go Niemcem, a to dlatego, że ma właśnie charakter niemieckiego piłkarza. Bez marudzenia zagra na każdej pozycji, którą wskaże mu trener. Nigdy nie odpuszcza i pokazuje młodym, że muszą się sporo napocić, by wywalczyć sobie miejsce w składzie. Chciałbym mieć taki sam piłkarski charakter jak on.

Ljubisa Vukelja. Ljubisa kazał nam na siebie mówić Vuk, więc po jego przyjściu śmialiśmy się, że liczba Vuków w drużynie się zgadza. Pogodny i uśmiechnięty, choć runda wiosenna na pewno nie ułożyła się po jego myśli. Każdy z nas go polubił.

Wojciech Kaczmarek (obecnie Cracovia). Sam Marian zawsze powtarzał, że świetnie mu się współpracowało z Wojtkiem, a jak wiadomo bramkarz może grać tylko jeden i ta rywalizacja między golkiperami bywa ostra. Kaczmar ma duży potencjał, co pokazał w Cracovii, otrzymując powołanie na zgrupowanie reprezentacji Polski. Pozytywny chłopak, czasami brakuje nam jego ryknięcia w szatni, którym motywował nas przed meczami. Często razem jeździliśmy na ryby. Mam nadzieję, że pomimo jego przeprowadzki do Krakowa kontakt się nam nie urwie.

Vuk Sotirović (obecnie na wypożyczeniu). Oj, Vuczek narobił zimą sporo zamieszania. Nie chciałbym do tego już wracać. Moim zdaniem nie tyle niesforny, co charakterny, czasami zbyt impulsywny. Ogromny śpioch i miłośnik słodyczy.

Krzysztof Ulatowski (obecnie na wypożyczeniu). Bardzo spokojny i małomówny. Po treningu czy meczu zawsze szybko się kąpał i pierwszy opuszczał szatnię. Może dlatego, że czekała go długa droga do rodzinnej Ligoty?

Sebastian Mila. Naprawdę muszę mówić o sobie? Jeśli tak, to powiem tylko, że współczuję chłopakom, że muszą mieć takiego kapitana jak ja. Mam nadzieję, że niebawem będą jakieś wybory i postawią na kogoś innego (śmiech).
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław