Wydarzenia

Z Wrocławia na Cypr (relacja z podróży)

2010-02-08 08:38:30
Zespół Śląska Wrocław szczęśliwie w nocy z niedzieli na poniedziałek dotarł do hotelu w cypryjskiej miejscowości Agia Napa. Poniżej prezentujemy obszerną relację z podróży, okraszoną zdjęciami.
Wyjazd na Cypr drużyna WKS-u rozpoczęła o godzinie11:30, kiedy to klubowy autokar wyjechał ze stadionu przy ul. Oporowskiej w kierunku Strachowic i po kilkunastu minutach jazdy dotarł na lotnisko. Odprawa bagażowa przebiegła szybko i bez problemów, dzięki czemu członkowie drużyny spokojnie, małymi grupkami udawali się do hali odlotów.

Ci, którzy zjawili się tam wcześniej, obserwowali losowanie grup eliminacyjnych do Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku, jednak nie wywołało ono dużych emocji. – Nie ważne na kogo trafi Serbia i tak wygramy – komentował Vuk Sotirović.



Część zawodników i trenerów w oczekiwaniu na odlot skorzystała z oferty lotniskowej kawiarenki, pozostali konwersowali siedząc na ławeczkach. Przed odlotem nie obyło się bez pierwszego śmiesznego zdarzenia. Do dodatkowej kontroli bagażu wezwany został Takafumi Akahoshi. Okazało się, że kilka rzeczy przy prześwietleniu torby Japończyka wyglądało podejrzanie i funkcjonariusze poprosili o jej otwarcie. Wątpliwości szybko zostały wyjaśnione i zespół w komplecie mógł szykować się do lotu.

Wreszcie o 13:40 pod terminal podjechał autobus, który zawiózł zespół pod samolot linii Lufthansa. – Za duży to on nie jest – komentowali piłkarze wchodząc po schodkach do środka. Rzeczywiście, maszyna na pierwszy rzut oka nie robiła imponującego wrażenia. Po zajęciu miejsc okazało się, że zespół Śląska zajmuje niemal jedną trzecią miejsc.

Duże emocje budził start – część zawodników nie wspominała miło wcześniejszych lotów, dla kilku najmłodszych piłkarzy była to dopiero pierwsza podniebna podróż. – Trochę mi przytkało uszy – dzielił się później wrażeniami Damian Szydziak. Samolot szybko wzbił się w powietrze, a gdy przebił się przez chmury, w okna zaświeciło piękne słońce.

Zadowoleni z udanego startu zawodnicy relaksowali się słuchając muzyki lub rozmawiając, a obsługa rozpoczęła poczęstunek. Pasażerowie do wyboru mieli kanapkę z salami lub szynką, a także szereg napojów. Siedzący przy oknach nie mogli liczyć na ładne widoki, bowiem jedyne, co można było zauważyć spoglądając przez okno, to gruba warstwa chmur. Jedynie z rzadka wyłaniały się zielone połacie łąk i lasów, lub białe tereny pokryte śniegiem. O dostrzeżeniu ludzi, samochodów, czy domów nie mogło być mowy. Jedyne rozróżnialne kształty stanowiły wijące się linie dróg, tereny miast lub czubki pagórków.

Po około godzinie lotu pilot poinformował, że niedługo rozpocznie się procedura lądowania. Wszyscy zgodnie z poleceniem zapięli pasy, a maszyna delikatnie opadła na ziemię, po drodze wpadając w lekkie turbulencje przy przedzieraniu się przez pułap chmur. Cały lot generalnie przebiegł szybko i bez problemów.

Od pierwszych chwil lotnisko we Frankfurcie budziło respekt, w porównaniu do wrocławskiego. W okolicach pasów startowych i hangarów trwał duży ruch, a wielkość budynku terminali robiła duże wrażenie. Autobus lotniskowy zanim dotarł do celu wiózł pasażerów przez dobrych kilka minut, po drodze raz ostro hamując, by przepuścić kołujący samolot. – Dobrze, że kierowca zdążył stanąć, bo byłoby nieciekawie – zawodnicy cieszyli się z uniknięcia bliższego spotkania z wielokrotnie większym pojazdem.

We wnętrzu portu lotniczego można znaleźć wiele butików renomowanych firm i kawiarenek, niczym w centrum handlowym. Część zawodników korzystając z wolnego czasu wyszła zwiedzać okolicę, reszta została w środku, gdzie odpoczywała, posilała się i robiła zakupy.



O godzinie 17 piłkarze spotkali się w jednej z lotniskowych restauracji, gdzie zjedzono obiad. Czas pozostały do odlotu na wyspę Afrodyty piłkarze wykorzystywali głównie na wypoczynek. Sprzyjały temu specjalne wygodne fotele, w których można było swobodnie się położyć. Zawodnicy czytali prasę zakupioną jeszcze w Polsce i książki.

Nieco przed godziną 20 pierwsi gracze zaczęli udawać się w kierunku hali odlotów. Żeby jednak tam dojść, należało pokonać spory dystans, dodatkowo najeżony kontrolami. Śmiało można stwierdzić, że frankfurckie lotnisko to istny labirynt. – Poszedłem do sklepu jedną drogą, ale nie mogłem już nią wrócić, tylko skierowano mnie na około – żalił się Krzysztof Wołczek, który wykazał się jednak dobrym zmysłem nawigacyjnym i bez problemów dotarł do czekających na niego kolegów.

Po drodze w kierunku bramki B33, pierwsza kontrola pojawiła się już na samym początku terminala B. Po sprawdzeniu biletu przepuszczano dalej, gdzie po przejściu kilkudziesięciu metrów prześwietlano bagaż. Po tym procederze podróżników czekał spacerek, zakończony odprawą paszportową, za którą znów wszyscy musieli swój podręczny bagaż wkładać do skrzynek, które ponownie prześwietlano.



W tym czasie jeden z funkcjonariuszy niespodziewanie zaczął z wrocławianami rozmawiać po polsku. Okazało się, że pracownik lotniska mieszkał w stolicy Dolnego Śląska, skąd w dzieciństwie wyjechał do Niemiec. W oczekiwaniu na odprawę biletową wrocławianie umilali sobie czas czytając prasę i rozmawiając, a Tadeusz Socha korzystając z wolnej chwili uruchomił laptopa i włączył – a jakże – cyfrową piłkę nożną. Wokół grającego Barceloną zawodnika, szybko pojawiło się grono kolegów, którzy emocjonowali się walką na wirtualnej murawie.



W hali robiło się coraz tłoczniej, a wśród czekających na odlot pojawiała się reprezentacja Niemiec U-16. Ubrani w eleganckie dresy młodzi zawodnicy oraz szykowne garnitury członkowie sztabu (kilkanaście osób!) budzili spore zainteresowanie. Jeden z nich na widok idącego Tomasza Szewczuka rozpromienił się i szybko przywitał się z graczem WKS-u. Okazało się, że znajomość ma korzenie jeszcze czasów gry napastnika Śląska za naszą zachodnią granicą.

Po ostatniej kontroli paszportów i biletów, podróżujący zeszli schodami na poziom lotniska, gdzie wsiedli do czekających nań autokarów, które zawiozły ich do samolotu. Lecący na Wyspę Afrodyty szybko zapełnili dużą maszynę Boeinga, jednak pilot nie kwapił się do rozpoczęcia procedury startowej. Okazało się bowiem, że dwaj pasażerowie spóźnili się i postanowiono na nich zaczekać.



Z około dwudziestogodzinnym opóźnieniem maszyna wystartowała, a obsługa rozpoczęła wydawanie posiłków. Duża część zmęczonych zawodników próbując zasnąć, zrezygnowała z jedzenia, na które składał się ciepły posiłek – gulasz lub makaron z sosem do wyboru, a także bułka, masło, serek pleśniowy oraz sałatka.



Około drugiej godziny miejscowego czasu (pierwszej polskiego) samolot wylądował w Larnace, a kapitan ostro hamując dał się we znaki pasażerom, którzy wbili się w pasy bezpieczeństwa.Załoga żegnając się z pasażerami życzyła niemieckiej reprezentacji i Śląskowi dużej ilości zdobytych goli i samych wygranych. Po przejściu specjalnym rękawem do wnętrza portu, pozostało już tylko czekać na bagaż. Po kilkudziesięciu minutach, gdy wszystkie pakunki zostały odebrane, wrocławianie ruszyli w kierunku autokaru, który miał ich zabrać do hotelu.



Ciepłe powietrze, mimo środka nocy i lekkiego wietrzyku, od razu potwierdziło, że zespół Śląska znalazł się w innym od polskiego klimacie. Po wejściu do autokaru, w którym kierowca zasiadł po prawej stronie, a po chwili ruszył tą samą stroną drogi, wrażenie odmienności od codziennie spotykanych warunków jeszcze bardziej się pogłębiło.

Po niecałej godzinie jazdy wrocławianie znaleźli się pod hotelem, a dzięki przygotowanemu zawczasu podziałowi pokoi, wszyscy szybko i sprawnie znaleźli się w przydzielonych miejscach. Szukając właściwych pokoi, nowoprzybyłym od razu rzuciło się w oczy, że jest to ośrodek odwiedzany przez piłkarzy. Na korytarzach można było bowiem dostrzec przed drzwiami poustawiane korki i sprzęt sportowy. W tym samym hotelu wkrótce zamieszka także zespół Legii Warszawa.

Idąc do pokoi futboliści mówili, że marzą, by jak najszybciej położyć się do łóżek i móc odespać trudy podroży. Po kilkunastu minutach w hotelu zapadła cisza…
Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław