Wydarzenia

Urodziny Władysława Żmudy

2023-02-10 09:00:00
Z okazji urodzin Władysława Żmudy przypominamy tekst o historii tej niezwykłej dla Śląska Wrocław postaci. Zasłużony piłkarz, utytułowany trener i człowiek, który zawsze ma WKS w sercu. Wszystkiego najlepszego, legendo!

Władysław Żmuda - piłkarz


Żmuda urodził się 10 lutego 1939 w Rudzie (obecnie Ruda Śląska). W wieku 12 lat rozpoczął treningi w trampkarzach tamtejszej Slavii. Grał tam już jego starszy brat Bogusław. Jako dziecko chciał zostać nauczycielem wychowania fizycznego, jednak rodzicom ten pomysł się nie spodobał. Za ich namową skończył więc technikum ze specjalnością budowy urządzeń hutniczych. Zgodnie ze swoim wykształceniem przez rok pracował w Hucie Zabrze, ale jak twierdzi - praca ta go nie pociągała. Kolejny trener Slavii, Hubert Skolik, zaproponował mu angaż w zakładzie, gdzie był jednym z dyrektorów. Było mu już wówczas łatwiej łączyć pracę z grą w piłkę, tym bardziej, że w 1961 awansował ze Slavią do II ligi.

Był też powoływany do reprezentacji młodzieżowej Górnego Śląska, w której wystąpił w 10 meczach. Cały czas nie rezygnował ze swoich marzeń pedagogicznych i w międzyczasie skończył Studium Nauczycielskie w Katowicach ze specjalnością wychowanie fizyczne. Jednak w szkole nie dane było mu pracować, choć zaliczył w niej wszystkie wymagane praktyki.

Chcąc uniknąć służby w wojsku wraz z dwoma kolegami ze Slavii postanowił zatrudnić się w kopalni w Rudzie Śląskiej - górnicy nie byli wówczas powoływani do wojska. Decyzja nie okazała się jednak zbyt fortunna - pod ziemią przeżył wypadek, którego skutki odczuwa do dziś (problemy z kręgosłupem), a do armii i tak w końcu trafił.

W sezonie 1962/63 jego Slavia rywalizowałaze Śląskiem w II lidze. 28 października 1962 przyjechał z nią na Oporowską. Gospodarze wygrali co prawda 2:0, ale młody obrońca zrobił dobre wrażenie na trenerze WKS-u, Władysławie Giergielu. Żmuda trafił do Śląska niewiele po tym spotkaniu. Pewnie nie przypuszczał wtedy, że spędzi w tym klubie kolejne 15 lat...

Za zgodą wrocławskich działaczy 11 listopada, już jako żołnierz - zagrał jeszcze ostatnie spotkanie w barwach Slavii - na wyjeździe z Cracovią. Jego drużyna przegrała 3:4. Żmuda do dziś bardzo dobrze pamięta ten mecz. Do Krakowa wybrał się razem z opiekunem (będąc jeszcze przed przysięgą nie mógł jechać sam), którym był starszy szeregowy, a na boisku bramkarz, Klaus Masseli. Obaj wysiedli na Górnym Śląsku. Żmuda w rodzinnym domu zostawił mundur i przebrał się w cywilne ubrania. Na mecz pojechał sam, bo Masseli został u rodziny w Nowym Bytomiu. Po meczu czekał go szybki powrót do Wrocławia z przesiadką na Górnym Śląsku po zostawiony mundur. Po szalonym dniu zdołał o wyznaczonej godzinie zameldować się na kompanii sportowej. Tydzień później, 18 listopada 1962, zadebiutował w Śląsku w wyjazdowym meczu z Unią w Raciborzu. Było to ostatnie starcie rundy jesiennej. Wiosną Żmuda szybko zaaklimatyzował się we wrocławskiej drużynie i został jej podstawowym zawodnikiem. Nie zagrał tylko w jednym spotkaniu… ze Slavią w Rudzie Śląskiej. Przed tym meczem odbył męską rozmowę z trenerem Giergielem. Zawodnik oznajmił, że nie chciałby grać przeciwko klubowi, którego jest wychowankiem. Trener ze zrozumieniem podszedł do prośby piłkarza, a Wojskowi i bez niego w składzie i tak wygrali 1:0.

Latem 1963 roku Żmuda po rozegraniu zaledwie 15 meczów ligowych w barwach Śląska dość niespodziewanie został kapitanem drużyny.

Tak zapamiętał to wydarzenie. - Koledzy wybrali mnie kapitanem jednogłośnie. Powiedzieli wprost: wiesz co Władek, jesteś dobrym kolegą, potrafisz spokojnie i rzeczowo rozmawiać z sędziami i działaczami – zostań kapitanem! No i stało się - wspomina Żmuda. Wybór drużyny zaakceptował trener Giergiel.
 

W grudniu 1963 roku Żmuda wraz trzema kolegami ze Śląska: Rudolfem Siegertem, Pawłem Śpiewokiem i Joachimem Stachułą bronił barw reprezentacji Wojska Polskiego opartej głównie na zawodnikach Legii w III Mistrzostwach Armii Zaprzyjaźnionych. Zawody odbyły się w dalekim Wietnamie. Po latach bardzo dobrze wspomina ten pierwszy w jego życiu tak egzotyczny wyjazd. A niewiele później, wiosną 1964 Śląsk ze Żmudą w roli kapitana, wywalczył pierwszy w historii klubu awans do ekstraklasy. W tym historycznym sezonie kapitan nie zagrał tylko w jednym meczu. W kwietniu z powodu grypy nie wystąpił w Bydgoszczy przeciwko Polonii. W maju i czerwcu w decydujących o awansie meczach zagrał z konieczności jako skrzydłowy. Trener Giergiel uznał, że zastąpi wówczas Huberta Skowronka, który nie mógł zagrać. Nie pomylił się. Żmuda poradził sobie bardzo dobrze, a jego akcje na lewym skrzydle były szybkie i pomysłowe. W ekipie trenera Giergiela zyskał sobie wówczas przydomek Profesor. Z wykształcenia był przecież nauczycielem wf-u, a na boisku kapitanem.
 
Jesienią 1964 Żmuda zadebiutował ze Śląskiem w ekstraklasie. I była to kolejna dobra runda w jego wykonaniu. Zaliczył komplet spotkań. Z dobrej strony pokazał się też w starciach, w których ponownie z konieczności grał nie na swojej pozycji. W wygranym 1:0 meczu Pucharu Polski z Arkonią w Szczecinie z powodzeniem zastąpił kontuzjowanego stopera Siegerta. Zaś w pojedynku ligowym z Zagłębiem Sosnowiec (3:1) zagrał na lewej obronie i dobrze przypilnował gwiazdę gości Józefa Gałeczkę. Niestety, w meczu inaugurującym rundę wiosenną z Szombierkami doznał kontuzji, która praktycznie wykluczyła go z gry do końca sezonu. Opaskę kapitana przejął od niego Joachim Stachuła.

Osiem miesięcy przed zakońceniem służby wojskowej Żmuda mocno zaskoczył działaczy Śląska. Obiecał, że po wojsku zostanie we Wrocławiu i będzie dalej grał w barwach WKS-u, ale chce też później zostać trenerem młodzieży, dlatego prosił o pozwolenie na rozpoczęcie studiów zaocznych na AWF w Warszawie. Nie mógł studiować we Wrocławiu, bo tutejsza WSWF prowadziła tylko studia dzienne. Działacze Śląska niechętnie, ale zgodzili się, licząc chyba, że zawodnik się na wymarzone studia po prostu nie dostanie. Problem pojawił się, gdy... Żmuda zdobył miejsce na warszawskiej uczelni. Okazało się bowiem, że przepisy nie pozwalają, by żołnierz odbywający czynną służbę we Wrocławiu mógł studiować w Warszawie. Jego sprawa obiła się o najwyższe szczeble wojskowe i osatecznie otrzymał zgodę, a jesienią 1964 roku rozpoczął studia.

Do stolicy Żmuda nie mógł jeździć w mundurze. Wyjątek zrobił tylko raz, gdy czekał go trudny egzamin z fizyki. Mundur przyniósł szczęście, egzaminator wziął też pod uwagę, że student łączy naukę w stolicy z  grą w klubie z innego miasta na poziomie ekstraklasy i egzamin został zaliczony. Specjalizację piłkarską na studiach Żmuda robił już we Wrocławiu, bo z kolei warszawska uczelnia w swojej ofercie nie miała piłki nożnej. Co ciekawe, jednym z jego egzaminatorów był sam Kazimierz Górski, przyszły trener reprezentacji Polski, z którym nie raz przyjdzie mu się jeszcze spotkać. I tak w 1968 roku Władysław Żmuda został magistrem wychowania fizycznego. Jak przyznaje, kosztowało go to wiele wyrzeczeń.


Żmuda był jednym z pierwszych, o ile nie pierwszym piłkarzem w Polsce, który występował na boisku w soczewkach kontaktowych. Był krótkowidzem i wada wzroku coraz bardziej przeszkadzała mu w grze. W 1966 roku dowiedział się, że w Bydgoszczy jest okulista, który może mu pomóc. Po jednym z meczów ligowych w mieście nad Brdą dostał przepustkę na następny dzień, który poświęcił na wizytę u lekarza. Okulista po badaniach przepisał mu wymarzone soczewki, do których przez pierwsze tygodnie trudno się było jednak piłkarzowi przyzwyczaić. Podczas jednego z meczów we Wrocławiu po silnym uderzeniu głową piłki zaczął słabiej widzieć. Wydawało mu się, że… zgubił soczewki. Na jego prośbę sędzia na krótko przerwał mecz. Dość szybko okazało się, że jedna soczewka lekko odkleiła się od oka. Założenie soczewek nie było wówczas takie proste. Najczęściej przed każdym meczem pomagał mu w tym Klaus Masseli.

W kolejnych sezonach trapiony kontuzjami Żmuda grał mniej. W rozgrywkach 1965/66 wystąpił w połowie ligowych meczów, w następnym sezonie tylko w dziewięciu. W latach 1967-69 wrócił jednak do zdrowia i grał w większości spotkań. Niestety, Śląsk spadł wówczas z ekstraklasy. W sumie w ciągu pierwszych pięciu sezonów Wojskowych na najwyższym poziomie rozgrywkowym wystąpił w 80 meczach.

Po spadku klubu do II ligi Żmuda był jednym z bardziej doświadczonych graczy WKS-u. W sezonie 1969/70 Śląsk był w czołówce II ligi, ale nie zdołał awansować do ekstraklasy. Żmuda, jako świeżo upieczony absolwent AWF-u nieformalnie pomagał w prowadzenie treningów trenerowi Arturowi Woźniakowi. W trakcie kolejnego sezonu doszło do zmiany szkoleniowca w Śląsku. Woźniaka zastąpił słowacki trener Josef Stanko, który wcześniej prowadził wrocławski Pafawag. W lutym 1971 roku Wojskowi przygotowywali się do rundy wiosennej na zgrupowaniu w Świeradowie-Zdroju. I wówczas, delikatnie mówiąc, zawodnikom Śląska nie spodobały się metody treningowe słowackiego szkoleniowca. Co ciekawe nie uznali, że pracują za dużo tylko... za mało. Trener nie miał autorytetu wśród piłkarzy, którzy dość szybko zwątpili w jego kompetencje. Podczas zgrupowania udało się jednak dojść do porozumienia. Uzgodniono, że trener bardziej skupi się na pracy z bramkarzami, bo w przeszłości grał na tej pozycji, a pozostałą częśc treningów miał zaś poprowadzić... magister Władysław Żmuda. W trakcie rundy wiosennej niewiele się zmieniło. Formalnie trenerem był Stanko, zaś w dużej mierze jego pracę wykonywał Żmuda. Śląsk na papierze miał dobrych piłkarzy, ale grał słabo i zajął dopiero 10. miejsce. Żmuda miał już skończone 32 lata i postanowił zawiesić buty na kołku. Zagrał po raz ostatni 5 czerwca 1971 roku w wygranym 4:2 meczu z Garbarnią w Krakowie. 20 czerwca przed ostatnim meczem sezonu u siebie z ŁKS-em Łódź uroczyście podziękowano mu za prawie dziewięć lat gry w Śląsku. W jednej z wrocławskich gazet napisano, że Żmuda zapisał się w historii wrocławskiego piłkarstwa z jak najlepszej strony i był zawsze tym zawodnikiem, na którego Śląsk mógł liczyć w każdych okolicznościach.

W sezonie 1971/72 Żmuda miał objąć stanowisko drugiego trenera Śląska u boku… Jozefa Stanko. Pewnie mało kto przypuszczał, że oto rodzić się zaczyna drużyna, która po latach będzie określana jako najlepsza w historii klubu.
 

Władysław Żmuda - trener

Żmuda zakończył karierę zawodniczą w czerwcu 1971 roku, w II-ligowym wówczas Śląsku. W sezonie 1971/72 miał objąć stanowisko drugiego trenera WKS-u u boku Jozefa Stanko. Ostatecznie jednak to on, od 1 lipca 1971 roku, został szkoleniowcem Wojskowych. Słowak rozstał się wtedy z klubem, bowiem włodarze Śląska nie byli zadowoleni z poprzedniego sezonu, w którym to WKS zajął zaledwie 10. miejsce. Grupa starszych zawodników z Henrykiem Apostelem na czele zaproponowała działaczom, by Śląsk poprowadził Żmuda. Piłkarze tłumaczyli, że to on w ostatnim czasie praktycznie prowadził treningi, a Stanko skupił się na pracy z bramkarzami. Żmuda wahał się, ale ostatecznie przyjął tę propozycję.

Nowy szkoleniowiec za swój pierwszy sukces uznał poprawienie atmosfery w zespole, która za trenera Stanki nie była najlepsza. "Tworzymy zgrany kolektyw" - mówił w wywiadach już w trakcie jesieni 1971 roku. Pierwsze miesiące kosztowały go wiele pracy i zarwanych nocy. Niemal z dnia na dzień stał się trenerem prowadzącym drużynę złożoną z … kolegów, z którymi do niedawna grał razem na boisku. Nie była to najbardziej zręczna sytuacja. Jak później przyznał, na treningach musiał zwracać im uwagę, na to co sam jako piłkarz nie zawsze robił najlepiej. Miał jednak autorytet wśród zawodników. Zaufali mu też działacze, którym zakomunikował, że ma zbyt wąską kadrę i są potrzebne wzmocnienia. W pierwszym sezonie zajął ze Śląskiem niezłe 5. miejsce. Pracował samodzielnie. W klubie jako koordynator i trener rezerw zatrudniony był Aleksander Hradecki. Nie za bardzo mógł jednak być asystentem szkoleniowca pierwszego zespołu. Jak przyznał po latach Żmuda: „On był majorem, a ja byłem tylko chorążym”.

Żmuda dużą wagę przywiązywał również do przygotowania fizycznego. Sporą wiedzę teoretyczną potrafił zastosować w praktyce. Prowadził ciekawe i urozmaicone treningi. Zależało mu, by oprzeć drużynę na zawodnikach z regionu. W czasie swojej pracy w Śląsku sprowadził na Oporowską m.in. Józefa Kwiatkowskiego (Zagłębie Wałbrzych), Mieczysława Kopyckiego (Victoria Świebodzice), Tadeusza Pawłowskiego (Zagłębie Wałbrzych, wcześniej Pafawag), Henryka Kowalczyka (Lotnik Wrocław) czy też Mieczysława Olesiaka (Ślęza Wrocław). Dawał też szansę wychowankom klubu. U niego debiutowali chociażby Roman Faber i Jacek Nocko.

  

Przed sezonem 1972/73 postawiono sobie za cel awans do ekstraklasy. I udało się go zrealizować! Sam trener Żmuda tak podsumował ten sukces: Zespół w pełni zrealizował wszystkie założenia taktyczne i grał niezwykle skutecznie w meczach wyjazdowych, zdobywając wiele cennych punktów. Duży udział w naszym sukcesie poza samymi zawodnikami i działaczami mają wrocławscy kibice, którzy zawsze dopingowali chłopców do jeszcze lepszej gry i potrafili swoim gorącym dopingiem pomóc drużynie w przezwyciężaniu chwilowych słabości.

Po awansie trener dostał do pomocy asystenta. Został nim Edward Żugaj, szkoleniowiec związany wcześniej przez wiele lat z Piastem Nowa Ruda. Pod ich wodzą jesienią 1973 Śląsk dostał jednak zadyszki - wojskowi w sześciu meczach zdobyli tylko dwa punkty. Żmuda dostał wówczas wotum zaufania od działaczy. Trener wiedział, że nawet przy złej passie włodarze liczą na niego i ufają jego metodom. Cierpliwość opłaciła się, choć pierwszy sezon w ekstraklasie był trudny. WKS zajął 13. miejsce.

W czerwcu 1974 roku trener Żmuda wraz z delegacją przedstawicieli klubów wojskowych udał się na Mistrzostwa Świata do RFN. Wyjazd był finansowany przez wojsko. Piłkarze Śląska polecieli wówczas na tournee do Korei Północnej z trenerem Żugajem.

Do Niemiec oprócz Żmudy pojechał sekretarz generalny klubu Ryszard Stasik. Wrocławski szkoleniowiec z bliska oglądał sukcesy reprezentacji Kazimierza Górskiego, robił notatki i obserwował zawodników. Jak mówił - nie pojechał tam na wycieczkę. Jego uwagę zwrócił przede wszystkim... Władysław Żmuda. Wówczas po raz pierwszy powiedział do sekretarza Stasika, że chciałby mieć tego zawodnika w Śląsku. Działacz Wojskowych początkowo nie wyobrażał sobie, by w drużynie było dwóch ludzi o tym samym imieniu i nazwisku. "Jeśli będę go miał, będziemy się bić o mistrzostwo Polski" - zapewniał go jednak Żmuda. I wrocławscy działacze sprowadzili Żmudę II do Wrocławia w połowie następnego sezonu. Śląsk zaś zdobył wówczas - pierwszy raz w historii klubu - brązowy medal mistrzostw Polski.
 
 
Latem trener Żugaj odszedł do Lechii Piechowice, a asystentem Żmudy został Aleksander Papiewski. Z nieco odświeżonym sztabem piłkarze Śląka ruszyli na podbój Europy w Pucharze UEFA. Wrocławianie po wyeliminowaniu szwedzkiego GAIS Göteborg i belgijskiego Royal Antwerp odpadli dopiero po dwumeczu z Liverpoolem. Starcie z Anglikami przeszło do historii nie tylko wrocławskiego klubu. Śląsk był pierwszym polskim klubem, który w swym pucharowym debiucie dotarł do trzeciej rundy europejskiego pucharu.

Wrocławski szkoleniowiec przed meczem z Liverpoolem na Stadionie Olimpijskim podjął decyzję o odśnieżeniu boiska. Po latach uznał to za błąd. "Anglicy mieli dużo lepszy sprzęt. Na śniegu byśmy im tak bardzo nie ustępowali" - tłumaczył.
 

W maju 1976 roku trener Żmuda odniósł kolejny sukces. Jego podopieczni zdobyli pierwszy w historii klubu Puchar Polski, pokonując w finale tej imprezy wyżej wówczas notowaną Stal Mielec. Dzięki temu fani Śląska w kolejnym sezonie znów mogli oglądać swoich piłkarzy w europejskich pucharach. Wojskowi łatwo poradzili sobie z maltańską Florianą La Valetta i irlandzkim Bohemiansem Dublin. Wrocławianie nie lekceważyli jednak rywali. Przed meczem w Dublinie trener Żmuda udał się na obserwację rywala. Nie obyło się bez przygód, bowiem klub zapomniał mu załatwić wizy. Irlandczycy na szczęście okazali się bardzo wyrozumiali i szkoleniowiec mógł wypełnić swoje obowiązki bez większych kłopotów. Wrocławianie ponownie odpadli dopiero w trzeciej rundzie, tym razem z włoskim Napoli. Tym razem WKS został trzecim polskim klubm w historii, który dotarł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów.  

Kolejny sezon przyniósł kolejną zmianę na stanowisku asystenta trenera Żmudy. Został nim Józef Majdura. Trenerzy przed rozpoczęciem rozgrywek zakładali, że wrocławska drużyna zdobędzie miejsce na podium. Dobra gra i kolejne zwycięstwa sprawiły, że Śląsk bardzo poważnie włączył się do walki o tytuł mistrzowski. Zdaniem Żmudy przełomowy był mecz z Pogonią w Szczecinie. Ostatecznie spełnił się sen wrocławskich kibiców i wiosną 1977 roku mogli świętować mistrzostwo Polski ich ukochanego klubu. Szkoleniowiec złotych medalistów tak podsumował ten sezon: Zespół jest młody, ambitny i stać go na jeszcze lepszą grę. Połowę życia spędziłem w Śląsku. Przeżywałem radości i smutki związane z losami drużyny. Dziękuję wszystkim za wspólny wysiłek, który nie poszedł na marne. Być mistrzem Polski to duża satysfakcja.

Po zdobyciu mistrzostwa trener Żmuda chciał wzmocnić drużynę. Uważał, że Śląskowi potrzebny jest przede wszystkim napastnik. Myślał o sprowadzeniu na Oporowską m.in. Romana Ogazy z GKS-u Tychy. Nowi piłkarze mieli zwiększyć rywalizację w drużynie. Klub nie miał jednak pieniędzy na takie transfery, a Żmuda zaczął poważnie myśleć o odejściu ze Śląska. Powodów tej decyzji było jednak więcej. Jak przyznaje po latach, był już trochę zmęczony pracą z tymi samymi ludźmi. Do tego nie był też zbyt zadowolony ze swoich zarobków i chciał wrócić w rodzinne strony. Wrocławskim działaczom zasugerował, by jego następcą został Aleksander Papiewski. Żmuda przyjął ofertę Górnika Zabrze, z którym wiosną... spadł z ekstraklasy. 29 kwietnia Śląsk wygrał w Zabrzu 1:0 po golu Kwiatkowskiego, walnie się do tej degradacji przyczyniając. Papiewski zaś zdobył ze Śląskiem tytuł wicemistrzowski, a za rundę jesienną ten medal może sobie też zapisać trener Żmuda.
 
 
Władysław Żmuda do dziś ma Śląsk w sercu i choć mieszka na Górnym Śląsku, często przyjeżdża na mecze WKS-u do Wrocławia. Ostatnio wspierał Wojskowych w spotkaniu z Legią Warszawa na obchodach 75-lecia Śląska Wrocław. Z okazji urodzin składamy najlepsze życzenia dużo zdrowia, szczęścia i wielu pozytywnych, piłkarskich emocji!
Autor: Krzysztof Mielczarek

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław