Wydarzenia

Djurdjević: Widać duży postęp

2022-11-12 15:00:00
Już w niedzielę Śląsk Wrocław na Tarczyński Arena podejmie Legię Warszawa. Prezentujemy zapis przedmeczowej konferencji prasowej z udziałem trenera WKS-u, Ivana Djurdjevicia.
Ivan Djurdjević: My – jako sztab i jako klub – staramy się wykonać swoją sportową pracę, na którą mamy wpływ po meczu. To się czasami udaje, czasami nie. Interesuje nas to, co jest na boisku. Pomimo tego, że chcielibyśmy mieć wpływ na niektóre rzeczy, które dzieją się poza nim, to go nie mamy. Po zakończonym meczu z Sandecją pytaliśmy arbitra co z wynikiem. Powiedział, że to nie jest jego decyzja. Ktoś inny będzie o tym decydował i my to tak zostawiamy. Tak naprawdę przy wyniku 2:1 to my mieliśmy rzut karny, którego miał wykonywać Caye Quintana. Matúš Putnocký był na bramce i miał być wykonany, ale wykonany nie został. Tu się nasza historia kończy. My na boisku staliśmy do końca, a sędzia odgwizdał koniec meczu. Udaliśmy się do szatni, padło kilka słów z mojej strony do drużyny, jeżeli chodzi o sposób gry. O to, na co mamy wpływ. Na to, co działo się później nie będę tracił ani czasu, ani sił. Teraz jako trener chcę jak najszybciej przygotować zespół do meczu z Legią. Mając na uwadze 75-lecie klubu i czas, jaki nas goni. Na tak trudnym boisku, jak w Niepołomicach, dawno nie graliśmy. Boisko było ciężkie, jest kilka urazów, które musimy doleczyć i na tym się skupiamy.
 
Ja jestem szkoleniowcem. Jak zaczyna się pracę i wybiera się zawodników, to się ich wybiera i nie narzeka na nich. To jest mój wybór. Dennis na początku strzelił bramkę z Pogonią Szczecin i miał inne pozytywne momenty. Teraz zaś negatywny. Jako trener patrzę skrajnie inaczej, choć to może wydawać się dziwne. Ale w trakcie meczu, jak już było 2:2, to ja w takich momentach bardzo się cieszę. To jest kolejne wyzwanie dla zespołu, żeby się zjednoczyć i żeby tę następną przeszkodę pokonać. Chciałem zobaczyć, jak reaguje po tym wszystkim. My – jako sztab i jako trenerzy – musimy podchodzić do tego bez emocji. Bez oceniania. Od oceniania są dziennikarze. Jeśli ja zacznę oceniać moich zawodników, nie będę mógł z nimi pracować. To, co się dzieje – i dobre, i złe rzeczy – akceptuję, bo to ja ich wybrałem. Każdy z zawodników będzie robił błędy. Każdy. Czy wybaczalne, czy niewybaczalne – ludzie chcą, żeby było jak w czasach rzymskich. Góra, dół, śmierć, głowa leci, wszyscy są zadowoleni. Dzień jest udany, bo znaleźliśmy winnego. Jesteśmy w innych czasach, tak mi się wydaje, i trzeba inaczej podejść do pewnych rzeczy. Na pewno wykorzystaliśmy ten moment przed rzutami karnymi, żeby przypomnieć im kim są i że tak naprawdę to tylko jeszcze jeden test dla nas. Bardzo mi się podobała reakcja Adriana Łyszczarza, który od razu powiedział: “trenerze, ja jestem pierwszy”. To jest to, czego my szukamy. Liderów, którzy się rodzą w takich momentach, a nie osądzania. Wiadomo, że teraz łatwo mi mówić, ale widzieliśmy w jaki sposób wykonywaliśmy te rzuty karne. W tym Adrian, którego Matúš zna. To też nie było dla nich łatwe, bo musieli grać przeciwko bramkarzowi, który znał ich i sposób, w jaki wykonują rzuty karne. To była dodatkowa presja bardziej dla nas, niż dla nich. Po strzale Adiego piłka znalazła się w bramce. Tak samo Petr Schwarz, który bardzo pięknie pokonał bramkarza. Caye też sam się odezwał, powiedział, że chce być trzeci. Tak naprawdę ja nie musiałem wybierać. To pokazuje, jaka jest siła w takich momentach. Na tym mi bardzo zależy.
 
Myślę, że okazja, której Caye nie wykorzystał, nie była łatwa w tym momencie. Wiadomo, że ludzie patrzą tylko czy ktoś strzela, czy nie. Czy się wygrywa, czy przegrywa. Sytuację, w której znalazł się Quintana, poprzedził bardzo fajny zwód przed tym strzałem. A jednak potem rywalizował z obrońcą o tę piłkę, ta sytuacja nie była łatwa. Tak samo sytuacja, którą Matúš Putnocký wyciągnął świetną paradą. Caye idealnie uderzył głowę. Potem rzut karny, kiedy to wyznaczony był ktoś inny, ale to on podszedł do piłki i strzelił. To są dla nas naprawdę duże plusy.
 
Piotr Samiec-Talar też zagrał dobry mecz i wyglądał lepiej niż wcześniej. Widzicie sami. Dziennikarze pytają, czemu Piotr Samiec-Talar nie grał w tym meczu, a dwa miesiące wcześniej nikt nie chciał, żeby grał. Bo nie chcieli, a teraz już jest inaczej. Każdy z nich ma jakiś swój czas, kiedy budzi się i reaguje. To jest dla nas ważne, że możemy liczyć na kolejnych zawodników w kolejnych meczach.
 
Są różne etapy w życiu zawodników. Mamy gorsze i lepsze okresy. Dennis jest zawodnikiem po prostu jeszcze młodym. To nie jest zawodnik stary, każdy ma jakiś swój okres dojrzewania. Niektórzy dojrzewają wcześniej, inni później. Dennis walczy, walczy z sobą. Momentami taka ambicja i chęć robienia więcej okazuje się czymś negatywnym. Czasami może spalać. Wydaje się, że tak jest w jego przypadku. Dennis, który wychodzi w pierwszym składzie, to zupełnie inny piłkarz niż ten, który wchodzi z ławki. Po prostu mamy zawodników, którzy są rezerwowymi i z ławki dają więcej, oraz takich, który dają więcej, kiedy zaczynają. Tak mi się wydaje, z perspektywy kilku miesięcy, kiedy pracujemy razem, że mamy z tym problem. Ale widać u niego poprawę – może nie na boisku, ale mentalną. W jaki sposób podchodzi, kiedy nie gra, że nie jest taki nerwowy. To są rzeczy, nad którymi musimy pracować i czas nam w tym tylko pomoże.
 
Jeżeli spojrzymy wstecz – wygrana z Lechem, remis z Jagiellonią, wygrana z Wisłą Płock, przegrana z Miedzią i teraz mecz pucharowy, który sportowo wygraliśmy. Nie wiem, czy to jest aż takie wielkie wahanie, o którym się mówi. Wiemy, że w Śląsku Wrocław – jak w każdym klubie – chcemy wygrywać zawsze. Nikt nie chce przegrywać, ale w takim momencie, w jakim jesteśmy, czyli budowania zespołu, uważam, że widać duży postęp.
 
Często przed meczem dodaje się punkty, jeśli ktoś jest na ostatnim miejscu, a widzimy, co się dzieje w Pucharze Polski. Lechia Zielona Góra eliminuje wszystkie zespoły z Ekstraklasy. Miedź Legnica w poprzednich meczach albo nie przegrywała, albo przegrywała nieznacznie. My podchodzimy do tego cały czas tak samo – ten mecz musi być wygrany. Dla mnie przegrana jest przegraną, a wygrana jest wygraną. Nie dla nas jest ocenianie z kim możemy wygrać, a z kim nie. W dzisiejszej piłce każdy z każdym może przegrać i każdy z każdym może wygrać. To już nie jest piłka nożna, gdzie dwóch zawodników może rozstrzygnąć mecz. Dzisiaj piłka jest wyrównana, każdy walczy, każdy biega i każdy dobrze broni. W każdym meczu trzeba zagrać naprawdę tak dobrze, żeby ten mecz wygrać. A widzimy, że tak nie jest, zwłaszcza w naszej Ekstraklasie. Wiadomo, że po takim meczu, jak z Miedzią, przez dwa dni jestem “chory”. Ale to jest ten etap budowania zespołu, że w różnych meczach zachowujemy się różnie. Po takim meczu jak z Miedzią jedziemy na Puchar Polski i uważam, że w pierwszej połowie z Sandecją nieźle wyglądał atak pozycyjny, nad którym chcieliśmy popracować. Pracujemy nad tym, na co mamy wpływ, czyli na postęp. Jeśli chodzi o wynik, nie gramy sami. Na wynik nie mamy aż takiego wpływu, jaki mamy na postęp.
 
Wyjątkowość meczu z Sandecją polegała tym, że graliśmy na boisku, które jest o 5 metrów węższe. Po co na takim boisku pięciu obrońców? Bez sensu. Chcieliśmy wrócić do czwórki z tyłu. Chcieliśmy też dać do składu Piotra Samca-Talara, Michała Rzuchowskiego i Johna Yeboaha, którzy lepiej grają pomiędzy liniami i mogą wygrać więcej przestrzeni, które w ataku pozycyjnym są bardzo ważne. To nam się udało. Czy to przy bramce, czy w kilku innych sytuacjach – poprzeczka Yebaoha też wynikała z takiej sytuacji. To jest element, nad którym musimy pracować. Zwłaszcza popełniając jakieś błędy w meczu z Miedzią, która zazwyczaj cały czas stara się grać piłką, a w tym meczu w ogóle nie chciała tego robić. Są też i takie mecze, na które wychodzimy, mając jakiś plan, ale okazuje się, że przeciwnik ma inny. W trakcie meczu trzeba to korygować, musimy zmieniać zawodników. To jest coś, co po meczach przegranych – jak ten z Miedzią – daje nam pewne wnioski, nad którymi pracujemy dalej i pewne rzeczy poprawiamy. Wyciągamy wnioski na bieżąco, poznajemy zespół, a ja pewnych rzeczy nie przyspieszę. Bo tych ludzi nie znam. Muszę ich poznać – Rzuchowskiego, który daje nam tę grę pomiędzy liniami, nie mieliśmy przez długi czas. To jest po prostu proces. Pewne rzeczy dają nam dobre wnioski, nad którymi będziemy pracować. Po meczu z Legią mamy miesiąc, dwa dalszej pracy. Okres przygotowawczy dużo nam da, żebyśmy się jeszcze bardziej poznali i pewne rzeczy dograli.
 
Legia na pewno jest zespołem, który cały czas gra. Nawet w tych momentach, w których idzie im źle, umie sobie poradzić z trudnościami i te mecze wygrywać. Dzięki liderom, których ma – mowa tu o Josue i Mladenoviciu, czy też Kapustce. To jest jakościowy zespół. Mają nieco gorszą linię obrony, która czasami ma problemy, ale Josue i Mladenović to są liderzy, którzy ten zespół ciągną.
 
Wiemy, na co stać Michała Rzuchowskiego. To jest zawodnik, który wraca po trudnym okresie. Nie było mu łatwo, bo jest nowym zawodnikiem. Oczekiwania, które Michał ma wobec siebie i klub wobec niego – pewnych rzeczy nie mogliśmy przyspieszyć. W tym meczu pokazał już, że jest gotowy na 100 procent. Na pewno mogę brać go pod uwagę przy ustalaniu składu na następny mecz. Zobaczymy. Mamy jeszcze kilka dni na analizy, żeby to przygotować.
 
Po meczu z Legią na pewno zostaniemy jeszcze tydzień. Na ten moment mamy badania, które chcemy zrobić teraz i kiedy wrócimy, żeby mieć zawodników pod kontrolą. Mamy też sparing z Nysą Zgorzelec, który jest bardziej dla kibiców. To klub partnerski, z którym chcemy zagrać. Planowane jest też w marcu spotkanie przyjaźni dwóch klubów. Ten tydzień będziemy chcieli poświęcić na rozmowy indywidualne i grupowe na temat tego, co nam się udało zrobić, a czego nie i co zrobić dalej. Każdy zawodników będzie miał swój plan indywidualny, że uzupełnić braki i na początek przygotowań wrócić gotowym do rywalizacji. Jeszcze się wahamy, kiedy początek przygotowań, ale na ten moment 27 grudnia. Planujemy i wypoczynek, i pracę, którą musimy wykonać indywidualnie. Na pewno będzie problem z boiskami i ta praca będzie dość trudna. Wiemy, jak to może wyglądać zimą i jakie będą warunki do treningu. Na pewno chcemy zagrać na murawie naturalnej i jedziemy do Turcji. Chciałbym uniknąć wyjścia na sztuczną murawę, bo to zmiana, która jest ryzykiem dla zdrowia zawodników. Mamy dość niewiele czasu i nie chcemy ryzykować.
 
Autor: Mateusz Lubański, Fot. Krystyna Pączkowska

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław