Wydarzenia

Poniedziałkowy przegląd prasy o Śląsku Wrocław

2014-09-15 10:01:14
Zapraszamy na przegląd poniedziałkowej prasy. Z dzisiejszych gazet wybraliśmy najciekawsze informacje dotyczące Śląska Wrocław. Jak zwykle po kolejce ligowej dominują sprawozdania z meczu WKS-u w Warszawie.

Gazeta Wrocławska - Za ten mecz wrocławian chwali nawet stolica

 

„Wiadoma rzecz: stolica..." - śpiewał przedwoj enny amant Adolf Dymsza. Wiadomo: tutaj uznanie trudno, szczególnie drużynie, za którą - delikatnie mówiąc - w Warszawie nie przepadają. A tu proszę: „Śląsk dzisiaj to najlepiej grająca drużyna, jaka była u nas w tym sezonie". I wiecie, kto to napisał na Twitterze? Sam prezes Legii Bogusław Leśnodorski. To ten gość, którego w drogim garniturze, ciemnych okularach i w gustownym wisiorku na szyi dość często możemy zobaczyć w telewizji. Prezes chyba wie co mówi, a przecież pamiętajmy, że - chociaż w tragicznej formie - na Łazienkowskiej niedawno gościł mistrz Szkocji Celtic Glasgow. No i dostał niezłe bęcki. Dlatego takie słowa od warszawiaka to miód na nasze uszy. (…) Sobotniego meczu Legia - Śląsk nie musielibyśmy się jednak wstydzić na Zachodzie. Niezłe tempo, sporo sytuacji i zwrotów akcji, dużo bramek (i kilka poważnych błędów defensywy). To była naprawdę dobra reklama rodzimego futbolu.  Znów dobrze patrzyło się na Sebastiana Milę, który hasał po boisku aż miło i strzelił całkiem ładną bramkę na 1:2, nieźle wyglądał Flavio Paixao i żal tylko, że nie miał pod bokiem brata. Sytuację sam na sam z Miroslavem Radoviciem wybronił Mariusz Pawełek, a w obronie całkiem poprawnie wyglądał Tomasz Hołota. (…) - Szalony mecz. Każdy, kto był na stadionie albo oglądał go telewizji, widział fantastyczne spotkanie. Graliśmy bardzo dobrze. To był jeden z najlepszych naszych występów w tym sezonie. Na początku byliśmy zdecydowanie lepszą drużyną, ale wtedy straciliśmy bramki po rzutach rożnych. W przerwie jednak ciągle wierzyliśmy, że możemy wygrać. Każdy widział, że przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Taki jest futbol. Przegraliśmy, ale wszyscy przyznają, że było to świetne widowisko - mówił po meczu nasz kapitan Flavio Paixao. Owszem, przyznajemy.

 

Gazeta Wyborcza - Doskonała reklama futbolu

 

Śląsk zagrał z Legią świetny mecz - strzelił trzy gole na boisku rywala, a mimo to przegrał 3:4. (…) Porażki w pięknym stylu powinny zawodowym sportowcom przynosić właściwie wyłącznie złość. Bo oznaczają, że choć zaprezentowali się wyjątkowo, to rezultat osiągnęli podobny do tego, gdyby nie zaprezentowali zupełnie nic. I pewnie dlatego trenerzy i piłkarze Śląska są po meczu w Warszawie wściekli. Albo przynajmniej być powinni.  Wszyscy inni powinni za to przyznać, że wrocławianie zagrali na Łazienkowskiej w pewnym sensie zjawiskowo. I wraz z Legią stworzyli widowisko,jakich na naszych stadionach brakuje. Mecz, który mógłby być świetną reklamą futbolu.  Podopieczni trenera Tadeusza Pawłowskiego strzelili Legii na jej boisku trzy gole, czyli najwięcej w lidze od trzech lat. Ostatni raz tyle bramek w ekstraklasie warszawianie stracili w listopadzie 2011 roku, kiedy przegrali z Ruchem Chorzów 2:3. Wtedy to była jednak zupełnie inna Legia: w kraju zawodząca, bez dwóch ostatnich tytułów mistrzowskich i doświadczeń w europejskich pucharach. Wtedy zespołem dowodził jeszcze trener Maciej Skorża. (…) Trzeba przyznać, że nawet jeśli trener Tadeusz Pawłowski dotąd nie mierzył się z zespołami z czołówki zbyt często, to Legię rozpracował znakomicie. Śląsk wykorzystał to, że warszawianie lepiej na skrzydłach atakują, niż się bronią i przy ustawieniu z Miroslavem Radoviciem oraz Onderejem Dudą w ataku za ich środek poła odpowiadają zdecydowanie bardziej statyczni Ivica Vrodljak i Tomasz Jodłowiec.  To właśnie między tymi graczami operował Sebastian Mila, właśnie w ich strefę schodzili z prawego skrzydła Flavio Paixao czy cofający się z ataku Mateusz Machaj. Dzięki temu Śląsk często wymieniał piłki już na połowie rywala, jego akcje ofensywne były ciekawe i prowadzone z polotem.  Wrocławianie od początku grali ofensywnie, atakowali pressingiem, przez pierwszych 12 minut prawie nie wypuszczali Legii z własnej połowy. Tyle że stracili gola. Piotr Celeban przegrał przebitkę z Dudą, Słowak świetnie podał do Radovicia, a ten bezbłędnie wykorzystał sytuację sam na sam. (…) Śląsk w Warszawie przegrywał kolejno O2,1:3 i 2:4, ale za każdym razem pokazywał charakter i odrabiał straty. Pierwszego gola zdobył strzałem z dystansu Sebastian Mila, drugiego Robert Pich, trzeciego w samej końcówce Flavio Paixao. Najlepsze szanse na doprowadzenie do remisu wrocławianie zmarnowali przy stanie 2:3. Wówczas grający dobre spotkanie Mateusz Machaj trafił w poprzeczkę, a Hateley w prostej sytuacji uderzył nad poprzeczką. I jeszcze w ostatniej akcji meczu Calahorro głową posłał piłkę kilka centymetrów nad bramką rywala. A bramkarz Legii Kuciak tylko złapał się za głowę, przerażony, że jego zespól mógł stracić wygraną.  - Byliśmy lepsi od Legii, a o porażce zdecydowały błędy w obronie. Będziemyj e analizować, ale jeśli chodzi o grę, to właśnie o to nam chodzi - podkreślał Tadeusz Pawłowski.

 

Sport - Wielki spektakl w stolicy

 

Siedem bramek, sporo emocji i widowiskowa gra obu drużyn - to było jedno z najlepszych spotkań rundy jesiennej. Po 22 minutach gospodarze prowadzili 2:0. Trochę kontrowersji wzbudziła pierwsza bramka. Miroslav Radović otrzymał prostopadłe podanie od Ondreja Dudy, wbiegł w pole karne i strzelił po ziemi obok bezradnego Mariusza Pawełka. Na powtórkach widać było, że Serb był na minimalnym spalonym. Nikt jednak tego nie roztrząsał, bo później działo się tak wiele, że nie było czasu na dyskusje na temat gola numer jeden. (…) Mistrzowie Polski byli czasami mocno zaskoczeni, że goście grają takim pressingiem i tak ofensywnie. Sebastian Mila, który był często obrażany przez miejscowych kibiców (fani Legii nie potrafią mu wybaczyć „recitalu” sprzed dwóch lat, kiedy to razem z kolegami ze Śląska śpiewał obraźliwą piosenkę na temat stołecznego klubu), w pierwszej połowie w pewnym momencie uciszył widownię. Huknął z 25 metrów z lewej nogi, a Duszan Kuciak zaspał. Za późno wyskoczył do piłki i sektor gości, w którym przebywało około tysiąca fanów z Wrocławia, zaczął taniec radości. Taki sam obrazek oglądaliśmy na początku drugiej połowy. Kuciak, po strzale swojego rodaka Roberta Picha, wybił futbolówkę już zza linii bramkowej. Słowak zaczął klnąć i krzyczeć, ale przy tej sytuacji nie miał pretensji do arbitra, tylko do swoich kolegów z obrony. (…) - Dla nas to spotkanie to dobry prognostyk przed kolejnymi. Pokazaliśmy, że potrafimy grać z najlepszym zespołem w kraju. Czy zanim strzeliłem gola, wiedziałem co mam zrobić z piłką? Oczywiście. Generalnie, to za 2-3 lata nie będę już grał, więc jakbym teraz nie wiedział, co zrobić w takiej sytuacji, to... bym się nigdy nie dowiedział. Czekałem na rozwój sytuacji. Gol podbudował. Szkoda tylko, że nie zdobyliśmy punktów - oceniał Sebastian Mila.

 

Przegląd Sportowy - Szalony futbol i kosmiczne emocje

 

Nieco ponad 16 tysięcy kibiców opuszczało stadion przy Łazienkowskiej z wypiekami na twarzach i podwyższonym ciśnieniem. Nieczęsto nasi ligowcy raczą nas spektaklami, w których do ostatniej sekundy spotkania nie można być pewnym wyniku. Piłkarze Legii i Śląska za wartość artystyczną dostaliby maksymalną ocenę, ale od trenerów muszą dostać burę, bo radosny futbol, jaki zaprezentowali w sobotni wieczór, nie ma prawa się powtórzyć. - Gdyby przyprowadzić kogoś, kto nigdy nie był na meczu, a jeszcze powiedzieć, że na Legii jest tak co dwa tygodnie, musiałby połknąć bakcyla - komentowali działacze mistrzów Polski. Tak samo szczęśliwi, jak szczęśliwe było zwycięstwo nad Śląskiem. W kuluarach często padało nazwisko kontuzjowanego Marco Paixao, z zastrzeżeniem, że gdyby portugalski napastnik mógł wystąpić, wynik mógł być zupełnie inny. (…) - Nie mamy się czego wstydzić, zagraliśmy dobrze, powinniśmy ugrać tutaj choćby punkt. Jestem zdenerwowany, bo sam powinienem w końcu przerwać serię meczów bez bramki - komentował Mateusz Machaj, którego trener Tadeusz Pawłowski ustawia na pozycji napastnika. Po jednym z jego strzałów piłka trafiła w poprzeczkę. - To był szalony, fantastyczny mecz, jeden z najlepszych w naszym wykonaniu. Każdy mógł zobaczyć, że przyjechaliśmy po wygraną - przekonywał Flavio Paixao. Rzeczywiście, przegrać w takim stylu to żaden wstyd i na pewno dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami.

 

Słowo Sportowe - Jestem młody i jeszcze się uczę

 

Zacznijmy może od tego, jak chłopak spod „Blaszoka” (trybuna fanów GKS Katowice - przyp. Red.) zaadaptował się we Wrocławiu?

Od chwili, gdy nie jestem już pod „Blaszokiem”, minął już dłuższy okres. Byłem przecież w Warszawie i już tam troszeczkę poznałem życia innego niż domowe, więc nie miałem problemó z aklimatyzacją we Wrocławiu.

 

(…)

 

Zawsze się Pan ciepło wypowiada o Nawałce. Czy on jest dla Pana takim „trenerskim ojcem”?

Można tak powiedzieć. To za niego zadebiutowałem w dorosłej piłce, on mnie fajnie w ten seniorski futbol wprowadził i dużo mu zawdzięczam. Zawsze, gdy się gdzieś spotykamy, to sobie porozmawiamy, powspominamy. Jest pomiędzy nami nić sympatii. Dogadujemy się bez problemów.

 

No ale do kadry, poza tym jednym razem na mecz ze Słowacją, Nawałka jakoś nie chce Pana powoływać.

Pewnie trener uważa, że jeszcze mam czas na grę w narodowej drużynie. Ja jeszcze też na pewno nie jestem jakoś super gotowy na to, żeby, włączyć się do walki o powołanie. Ale spokojnie. Teraz miałem kontuzję, wracam do siebie, ciężko trenuję i myślę, że powinno być dobrze. Jeszcze potrzebuję trochę czasu.

 

(…)

 

Jak udało się Panu tak szybko zaadaptować do roli stopera? W meczu z Górnikiem Zabrze, to właśnie Pan był dla mnie zawodnikiem meczu. Pierwsza połowa była bardzo dobra, a druga wręcz genialna. Nie przegrał Pan podczas tych 45 minut żadnego indywidualnego pojedynku z zawodnikami ówczesnego lidera ekstraklasy.

Trzeba pamiętać, że obok mnie był Piotrek Celeban, świetny i bardzo doświadczony zawodnik i z nim łatwiej się gra, bo dużo pomaga. Zresztą cała nasza drużyna gra bardzo dobrze. Na tej pozycji trzeba cały czas skoncentrowanym, nie można popełnić błędu, bo nawet jedna pomyłka może kosztować bramkę. Więc cieszę się, że mogę pomóc obojętnie na jakiej pozycji gram.


Słowo Sportowe - Pobiegli milę

 

32. Maraton Wrocław to nie tylko bieg główny. Wśród imprez towarzyszących zorganizowano między innymi po raz pierwszy Bieg Rodzinny Śląska Wrocław, który cieszył się rekordowym zainteresowaniem. Już dzień przed startem zabrakło miejsc, których było 3 tysiące. Biegacze wystartowali piętnaście minut po maratończykachi mieli do pokonania milę olimpijską, czyli 1609 m. W biegu mogli wystąpić wszyscy, bez względu na wiek. Najmłodszą uczestniczką została zaledwie 2,5-miesięczna dziewczynka, którą na trasę zabrali rodzice. Na starcie pojawili się również przedstawiciele piłkarskiego Śląska Wrocław. (...) W biegu wystąpiła silna reprezentacja wrocławskiej drużyny w osobach trenera Tadeusza Pawłowskiego oraz legendy Śląska, Janusza Sybisa. - Ledwo żyję. Po wczorajszym meczu w nocy nie zmrużyłem oka. Dzisiaj rano mieliśmy jeszcze trening, z którego właśnie wracam, więc nie było sensu brać żadnego zawodnika - przuznał Pawłowski. (...) Szkoleniowiec wrocławian obiecał również, że jeśli tylko będzie taka możliwość, za rok koniecznie weźmie ze sobą piłkarzy. Warto odnotować, że liczba startujących w Biegu Rodzinnym Śląska Wrocław była niewiele mniejsza niż w maratonie. Możliwe, ze dzięki tak dużemu zainteresowaniu za rok limit 3 tysięcy zostanie zwiększony.

Autor: Mateusz Kondrat

Zobacz również

Wiadomości Wrocław Pogoda Wrocław Rozkład jazdy MPK Wrocław