Poniedziałkowy przegląd prasy o Śląsku
2015-03-16 09:30:00
Nowy tydzień jak zwykle zaczynamy od przeglądu poniedziałkowej prasy. W dzisiejszych gazetach tematem numer jeden jest oczywiście niedzielny mecz z Koroną Kielce.
Gazeta Wrocławska - Dwa strzały, zatem tylko dwie bramki
Kiepska seria Śląska w 2015 roku trwa. Wrocławianie zremisowali w Kielcach z Koroną 2:2 i wciąż szukają pierwszego zwycięstwa na wiosnę.
Mecz zaczął się kapitalnie dla Śląska. Już w 3 min wrocławianie wyszli na prowadzenie, a bramkę strzelił oczywiście Marco Paixao, Największa w tym zasługa jednak bloku defensywnego Korony Zaczęło się od dośrodkowania z rzutu wolnego Mateusza Machaja, które niby wybili obrońcy, ale jednak za krótko. Potem w piłkę nie trafił jeszcze Luis Carlos i Machaj kolejny raz zacentrował. Minął się z piłką bramkarz Vytautas Cerniauskas, a kapitan WKS-u głową skierował ją do siatki.
Gdyby do tego wyniku dodać posiadanie piłki, w którym jak zawsze wrocławianie przeważali (ponad 60 proc.), to wyglądałoby, że kontrolują grę. Gospodarzy jednak stracony gol podrażnił i sami ruszyli do ataku. Byli bardzo groźni. Już w 13 mln mógł wyrównać Luis Carlos, ale z pięciu metrów trafił wprost w Jakuba Wrąbla. W 25 min okazję miał Porcellis, ale jego uderzenie poszybowało prosto na bramkarza wrocławian. Ten instynktownie odbił piłkę przed siebie i Brazyliczyk miał okazję na dobitkę z kilku metrów, ale fatalnie przestrzelił nad poprzeczką. Dwie minuty później było już niestety 1:1. Szarżę na skrzydle zaczął Luis Carlos, piętą oddał mu piłkę Olivier Kapo. Akcję próbował wślizgiem przerwać spóźniony Piotr Celeban, dzięki czemu Carlos zgubił ostatniego obrońcę, dograł po ziemi w pole karne, gdzie uderzył Porcellis. Nie wiadomo, czy to uderzenie znalazłoby drogę do siatki, ale piłka trafiła w nogi Jacka Kiełba i wpadając do bramki zupełnie zmieniła kierunek lotu.
Przegląd Sportowy - Szczęśliwy dzień Jacka Kiełba
Korona przed tym spotkaniem była niepokonana w 2015 roku, z kolei Śląsk na wiosnę jeszcze nie wygrał. Po 90 minutach status obu drużyn się nie zmienił. Padł remis po ciekawym, choć nierównym meczu.
Były takie momenty w tym spotkaniu, jak w pierwszych dwudziestu minutach, że można było wyłączyć dźwięk w telewizorze i nabierać kogoś nierozpoznającego koszulek, że to mecz niezłej zagranicznej ligi. Wrocławianie uwalniali się na małej przestrzeni spod prób pressingu Korony z taką swobodą, jakby wcześniej trener przetrzymywał ich całymi dniami w klitce trzy na trzy metry i nie wypuszczał, zanim się nie upewnił, że naprawdę to potrafią. Kielczanie odpowiedzieli zdobyciem dwóch bramek po kapitalnych, szybkich akcjach poprowadzonych w tempie, o jakie podejrzewalibyśmy Garetha Bale'a, a nie zawodników grających na polskich boiskach. Me trafiły się też widzom osobliwości - jak na przykład bramka na 2:2 Roberta Picha. Skądinąd ładna, ale padła po kuriozalnym błędzie bramkarza Korony Vytautasa Ćerniauskasa (przy pierwszym golu Śląska Litwin nie dosięgną! piłki po dośrodkowaniu).
W pierwszej połowie jeden z kielczan omal nie zaliczył asysty, jakich w futbolu na profesjonalnym poziomie po prostu nie ma: wyrzucił piłkę z autu, ta po koźle przelobowała dwóch graczy i trafiła pod nogi Luisa Carlosa. Ten trafił jednak w golkipera wrocławian. Słowem - cały mecz to była jedna wielka sinusoida. Z obu stron. Ale trzymająca w napięciu.
Remis nie zadowala żadnej ze stron, ale patrząc na to, gdzie są Korona i Śląsk w tabeli, chyba jednak bardziej powinien martwić trenera wrocławian Tadeusza Pawłowskiego. Szkoleniowiec w piątek ujawnił dziennikarzom, że przygotowuje się do rewolucji. Po zagwarantowaniu sobie miejsca czołowej ósemce, chce przestawić zespół na jeszcze bardziej ofensywne granie. Drużyna ma stosować presing, w którym rywal nie wyjdzie poza strefę 30 metrów od swojej bramki. Wrocławianie mają permanentnie napierać, odzyskiwać piłki maksymalnie po pięciu sekundach od straty. Momentami w pierwszej połowie piłkarze Pawłowskiego przekonywali, że przynajmniej częściowo są na wdrożenie tego projektu gotowi.
Gazeta Wyborcza - Śląsk nadal słabo punktuje
Piłkarze Śląska i tym razem nie potrafili wygrać. Wrocławianie zremisowali na wyjeździe z Koroną Kielce 2:2.
Poza Śląskiem w ekstraklasie wiosną gorzej punktują tylko dwie drużyny: Pogoń Szczecin oraz Wisła Kraków. Wrocławianie wpadli w dołek i nie potrafią z niego wyjść. Śląsk nie wygrał siódmego z kolei meczu w 2015 roku. Teraz zremisował z 14. w tabeli Koroną Kielce.
Fantastyczny początek spotkania mógł zwiastować pierwsze wiosenne zwycięstwo - wrocławianie prowadzili z Koroną już w 4. minucie po strzale głową Marco Paixao. Niestety, szybko zdobyta bramka sprawiła, że Śląsk się cofnął, a kontrolę nad spotkaniem przejęła Korona. Gospodarze starali się szybko odrobić straty. Tylko w pierwszych 30 minutach oddali na bramkę Jakuba Wrąbla aż dziewięć strzałów. Dwa z nich wpadły do bramki - oba po atakach prawą stroną Śląska. Oba autorstwa Jacka Kiełba.
Przy pierwszej bramce w 25. minucie Kielb miał sporo szczęścia, bo piłka po strzale napastnika Korony Porcellisa odbiła się od niego i zmyliła Wrąbla. Siedem minut później Kielb popisał się sprytem. Wdarł się przed Mariusza Pawelca i czubkiem buta skierował piłkę do siatki.
Trener nie czekał długo ze zmianami. Na drugą połowę Machaja zastąpił Robert Pich i Słowak w końcu odpłacił się dobrą grą. Choć grał tylko 45 minut, był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w ekipie Śląska. Zdynamizował grę wrocławian, próbował indywidualnych akcji i nareszcie przerwał swoją niechlubną serię meczów bez bramki. Trafił w 48. minucie spotkania. Wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem Korony.
Fakt - Pich czekał pół roku na gola
Robert Pich wraca do wysokiej formy z początku sezonu. Śląsk zremisował wczoraj z Koroną Kielce 2:2, a Słowak strzelił swojego pierwszego gola od października.
- Ostatnie mecze, które oglądał w roli rezerwowego, na pewno pomogły mu w wyciągnięciu wniosków na temat swojej gry - mówi Tadeusz Pawłowski.
W Kielcach wszedł na boisko w 46 minucie i od razu poprawił grę ofensywną swojego zespołu. Pich był aktywny w ataku, siał zagrożenie w defensywie rywali i minutę po pojawieniu się na murawie sprytnym strzałem pokonał Vytautasa Cerniauskasa.
Sport - Znów ten remis
Goście nie wykorzystali szansy na pierwsze tegoroczne zwycięstwo, ale lepszym zespołem była wciąż niepokonana na wiosnę Korona.
- Mam nadzieję, że podtrzymamy dobrą serię w tym roku i wygramy - przyznawał przed meczem trener gospodarzy Ryszard Tarasiewicz, który już po kilku minutach spotkania mógł dostać... zawału. Niefrasobliwość jego piłkarzy, w tym przede wszystkim Luisa Carlosa i Vytautasa Czerniauskasa sprawiła, że Marco Paixao strzelił gola, zresztą piątego w starciach z kielczanami.
Stracona bramka podziałała mobilizująco na miejscowych. Piłkarze rzucili się do ataków, wykorzystując fakt, że obrona Śląska miała problemy ze skrzydłowymi Korony. Praktycznie każdy atak strefami bocznymi siał popłoch w szeregach gości. Bliski wyrównania był Brazyliczyk Porcellis, ale patent na gole tego dnia miał Kiełb. Skrzydłowy najpierw szczęśliwie wykorzystał rajd skrzydłem Luisa Carlosa, a przed przerwą umieścił piłkę w bramce, po doskonałym zagraniu Kami-Sylwestrzaka.
Korona chciała pójść za ciosem, lecz strzały, przede wszystkim Kielba, nie trafiły celu, dzięki czemu podopieczni Tadeusza Pawłowskiego schodził do szatni tylko z jedną bramką straty.
Niezadowolony z postawy swojej drużyny szkoleniowiec dokonał w przerwie jednej zmiany. Na boisku pojawił się Robert Pich i był to przysłowiowy „strzał w dziesiątkę". Słowak tuż po przerwie doprowadził do remisu, wykorzystując niezdecydowanie litewskiego golkipera. Od tego momentu bardzo żywe spotkanie, z wieloma akcjami ofensywnymi, straciło na jakości. Obydwa zespoły skupiły się na walce i mimo wielu okazji do stworzenia bramkowych sytuacji, w ostatnich etapach akcji zawodnicy podejmowali złe decyzje. Co prawda Korona częściej była w okolicach pola karnego gości, ale to wrocławianie mieli lepsze okazje do wyprowadzenia groźnych kontr. Piłka meczowa należała także do Śląska. Paweł Zieliński w akcie desperacji pognał prawym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, lecz drugi rezerwowy Konrad Kaczmarek fatalnie przestrzelił.
Słowo Sportowe - Żółwim tempem do ósemki
Piłkarze Śląska już od grudnia nie wygrali ligowego meczu. Wczoraj w piątej wiosennej kolejce po raz trzeci zremisowali (wszystko na wyjeździe). Po 2:2 z Koroną Śląsk jest blisko wymarzonych 40 punktów, które według trenera Tadeusza Pawłowskiego mają dać awans do czołowej ósemki, ale zbliża się do tej granicy niczym żółw.
- Myślę, że publiczność zobaczyła dużo akcji i na pewno z obydwu stron były sytuacje bramkowe. Gratuluję mojej drużynie. Kolejny punkt, mamy ich już 38. Cały czas zbliżamy się do magicznej 40. Chcemy ją przekroczyć, żeby być w pierwszej ósemce i spokojnie budować zespół. Myślę, że nam się to wkrótce uda. Jestem w sumie z wyniku zadowolony - jak zwykle w optymistycznym tonie podsumował spotkanie w Kielcach Pawłowski.
Autor: Michał Mazur
Zobacz również
2022-06-25
Komunikat oficjalny: Yeboah
2017-12-01
Super Express: Robak ukąsi na urodziny?
2017-12-01