W środowej prasie o Śląsku Wrocław

 

Dziś w ramach 33. kolejki T-Mobile Ekstraklasy piłkarze Śląska Wrocław zagrają na wyjeździe z Lechem Poznań. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego walczą o powrót na miejsce dające grę w pucharach

 

Po ostatnim remisie z Legią we Wrocławiu panował spory niedosyt, bo przecież piłkarze Śląska po czerwonej kartce dla Tomasza Brzyskiego mieli mistrzów Polski „na widelcu". Niestety, nie udało się strzelić drugiej bramki, ale urwanie punktów legionistom i tak można uznać za dobry rezultat. Niesłychanie ucieszyli się z niego kibice w Poznaniu, gdyż po niespodziewanie wysokiej porażce Lecha z Jagiellonią (1:3 w stolicy Wielkopolski - przyp. PJ), „Kolejorz" pozostał liderem ekstraklasy, choć jego przewaga nad drugim zespołem stopniała do jednego punktu. Tym razem wrocławianie nie będą już chcieli ucieszyć poznaniaków. Wręcz przeciwnie.

 

- Za nami już Jagiellonia i Legia, a teraz czas na Lecha. Zwycięstwo dałoby nam duży komfort psychiczny, ponieważ będziemy mieć jeszcze trzy mecze u siebie, i to z nieco słabszymi rywalami, takimi jak Górnik Zabrze czy Wisła Kraków. Zdajemy sobie sprawę, że lechici mogą odegrać dużą rolę w tych rozgrywkach, ale jedziemy tam po trzy punkty - powiedział na wczorajszej konferencji prasowej trener Pawłowski.

 

 

 

W ekstraklasie nie ma czasu na kalkulację. Śląsk, po remisie 1:1 z Legią, jedzie na spotkanie do Poznania, aby zmierzyć się z liderem - Lechem.

 

Reforma ligi, czyli podział punktów po 30 kolejkach i rozegranie dodatkowych siedmiu spotkań, sprawiła, że w tym sezonie wiele może jeszcze się wydarzyć. Nieporadność czołowych drużyn ligi Legii i Lecha dała szanse na sprawienie niespodzianki pozostałym ekipom z grupy mistrzowskiej.

 

Najpierw w niedzielę doskonałą okazję na powiększenie przewagi nad drugą Legią zmarnował Lech, przegrywając u siebie w słabym stylu z Jagiellonią Białystok 1:3.

 

Z kolei potknięcia „Kolejorza" kilka godzin później nie wykorzystali piłkarze Legii. Drużyna z Warszawy zremisowała na wyjeździe ze Śląskiem 1:1. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego wcale nie wyglądali słabo na tle Legii, do której wrocławianom pod względem możliwości finansowych i kadrowych bardzo daleko.

 

 

 

Przez lata synonimem piłkarskiej świetności Śląska był duet Janusz Sybis-Tadeusz Pawłowski. Dwaj najlepsi strzelcy w historii wrocławskiego klubu doczekali się jednak, przynajmniej statystycznie, następców. Flavio Paixao i Robert Pich właśnie wyrównali ich rekord sprzed ponad 30 lat!

 

W najlepszym dla siebie sezonie 1979/80 Pawłowski z Sybisem strzelili łącznie 24 gole. Flavio z Pichem po niedzielnym meczu z Legią mają tyle samo. Portugalczyk zdobył 15 bramek, Słowak dołożył 9. - Jestem za tym, żeby nasz rekord zdecydowanie poprawili. Jeśli będą skuteczni, pomogą mi w osiągnięciu dużego sukcesu trenerskiego. To moje wielkie marzenie, żeby w historii Wrocławia zapisać się nie tylko jako dobry piłkarz, ale też skuteczny szkoleniowiec. Jest jeszcze pięć meczów do końca, więc mogą nas przeskoczyć. Nawet o 10 goli - mówi trener Pawłowski. 

 

 

 

Środowy mecz Śląska w Poznaniu to nie tylko rywalizacja o puchary, ale też pojedynek starych znajomych. Obrońca poznaniaków Barry Douglas i pomocnik Śląska Tom Hateley to koledzy jeszcze z ligi szkockiej.

 

Douglas grał między innymi w Dundee United. Hateley najdłużej występował w Motherwell. Dziś należą do wyróżniających się postaci w swoich polskich klubach.

 

- Postawa Toma w rundzie wiosennej bardzo mnie cieszy, ale jednocześnie zaczyna dostarczać powodów do obaw. Bo jeśli czytam, że po Douglasa zgłosił się już Celtic, to może i o tym, że u nas w kraju gra jeszcze Tom, o to gra naprawdę dobrze, także sobie ktoś przypomni? – zastanawia się trener Śląska Tadeusz Pawłowski.